Koloryzował, bo ludziom "działo się za mało"
"Super Express": - W przyszłym tygodniu pojawi się książka Artura Domosławskiego o Ryszardzie Kapuścińskim. Już przed premierą wzbudziła kontrowersje. Uzasadnione?
Ernest Skalski: - Nie tyle kontrowersje, co sprzeciw wdowy po Kapuścińskim, a'propos części opisującej jego życie prywatne. Pani Alicja wolałaby, żeby sprawy osobiste nie wychodziły na światło dzienne i wydaje mi się, że chyba ma do tego prawo. Ma jednak zapewne świadomość, że z czasem o Kapuścińskim będzie się pisało wszystko, także o tej sferze jego życia. Moim zdaniem najistotniejsze jest jednak opisywanie jego twórczości. To miało największą wagę.
- Zastrzeżenia wdowy budzi ujawnianie spraw prywatnych. Większe pretensje innych może jednak budzić już nawet nie opisana przez "Newsweek" sprawa współpracy Kapuścińskiego ze służbami PRL, ale koloryzowanie przez niego faktów, mieszanie fikcji z rzeczywistością w reportażach.
- Owszem pojawia się pytanie, na ile jego teksty mogą być nazywane reportażami. Pamiętam jednak, że kiedy coś takiego robił Melchior Wańkowicz i także mu to wytykano, odpowiadał, że na jego potrzeby jako twórcy "ludziom dzieje się za mało". Podejrzewam, że z Kapuścińskim było podobnie. Kiedy czytamy "Szachinszacha" bądź "Cesarza", to bardzo trudno wyczuć, czy mamy jeszcze do czynienia z reportażem, czy literaturą piękną. Oczywiście jako czytelnik wolałbym wiedzieć, co czytam. Czy autor koloryzuje, czy odpowiada za każdy szczegół. Nie zmienia to jednak wymiaru tej literatury. Osobiście lubiłem jego książki i styl, choć przyznam, że znacznie bardziej odpowiadały mi jego wcześniejsze reportaże niż późniejsze rozważania. Ale to kwestia gustu.
- Z książki wynika, że Kapuściński wymyślał nie tylko wydarzenia w reportażach, ale nawet fragmenty własnego życiorysu. Jak ten o ojcu, który rzekomo miał cudem uniknąć śmierci w Katyniu. Po co robił to człowiek o takim dorobku i uznaniu na całym świecie? Komu jak komu, ale jemu było to chyba zupełnie niepotrzebne
- Bardzo trudno na to pytanie odpowiedzieć. Znałem go, pracowaliśmy przez lata w jednej redakcji, najpierw w latach 70. w warszawskiej "Kulturze", a następnie w "Gazecie Wyborczej". I pomimo tego czasu i wielu rozmów powiedziałbym, że dał mi się poznać raczej powierzchownie. Wbrew temu, co się opowiada, był człowiekiem nieco zamkniętym na swój temat, bardzo skromnym. Pomimo sukcesów niezbyt często chwalił się, czy o sobie opowiadał. Nie wiem, czy ktokolwiek poza nim samym byłby w stanie wyjaśnić potrzebę tworzenia takich historii.
- Wśród wielu dziennikarzy może budzić kontrowersje także postawa Kapuścińskiego jako reportera. Nie tylko odrzucał bezstronność w opisywaniu konfliktów, ale chwytał za karabin. Jak sam przyznawał, nie tylko w obronie własnej, ale także dlatego, że identyfikował się ze sprawą. Wielu reporterów uznaje to za zachowanie skandaliczne, za zdradę zawodu.
- Dziennikarze nie powinni wychodzić ze swojej roli. Kapuściński miał jednak od początku bardzo wyraziste poglądy. Zapewne bardziej wyraziste w latach 70., z czasem nieco zdystansowane. W ostatnim czasie zestaw jego poglądów nazwałbym umiarkowanie lewicowymi. Daleki był od komunizmu, nie był radykałem. Ale w dzisiejszych czasach mieściłby się świetnie w ruchu alterglobalistycznym. Nie lubił wszystkiego, co przyniosła ze sobą globalizacja. Obawiał się jej konsekwencji, zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata. I było to autentyczne. Pamiętam, jak skarżył się na swojego wydawcę i agenta literackiego w USA. Autentycznie ubolewał, że pilnuje ceny, a to blokuje tanie wydania jego książek w wielu biedniejszych krajach.
Ernest Skalski
Publicysta, dziennikarz, współzałożyciel i były z-ca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", autor Studia Opinii
Nie stawiajmy pomników Kapuścińskiemu
"Super Express": - Na czym polega nasz problem z Ryszardem Kapuścińskim?
Bohdan Urbankowski: - Problem z Ryszardem Kapuścińskim może mieć Pan Bóg, ale na pewno nie społeczeństwo. Problemem są elity i ich stosunek do moralności - czyli do tego, co obejmuje całość społeczeństwa.
- Jednak dziś rozmawiamy o konkretnej książce - "Kapuściński non-fiction", która mogła nie trafić do księgarń.
- Wydawnictwo Znak zastosowało cenzurę prewencyjną. Jednocześnie to samo wydawnictwo opublikowało książkę TW "Docenta", czyli Andrzeja Garlickiego. To zaskakujące, że chrześcijańskie wydawnictwo uznaje za zło nie donosicielstwo i kłamstwo, lecz ich ujawnianie. To się klasyfikuje do gremialnej spowiedzi. Cenzury prewencyjnej domaga się również wdowa. Pretekstem ma być to, że książka przeszkadza jej czcić zalety męża. Tylko jakie to zalety? To, że oszukiwał ludzi, wobec których udawał serdeczność, a potem na nich donosił? Czyż czczenie takich zalet przez rodzinę nie jest po prostu oszukiwaniem siebie?
- W cudzych oczach można być pijakiem, a w oczach dziecka ukochanym tatą. Ryszard Kapuściński jest elementem miru domowego konkretnych osób. To ich sprawa, jakim go chcą pamiętać.
- Ale był też osobą publiczną. Zatajanie prawdy o nim jest oszukiwaniem opinii publicznej.
- Profesor Garlicki, o którym pan wspomniał, powiedział: kształtowanie się legendy jest wynikiem potrzeb zarówno twórców, jak i odbiorców...
- Co nie zmienia tego, że społeczeństwo ma prawo do prawdy. Tymczasem elity bronią swojego stanu posiadania. Nawet za cenę kłamstwa. Proponuję eksperyment: pan X-1 faszeruje trzynastolatkę narkotykami i współżyje z nią; pan X-2 usiłuje przekupić urzędnika, pan X-3, żeby wyjeżdżać za granicę w czasach, gdy nie jest to powszechnie dozwolone, donosi i żeby donosić wyjeżdża, udaje przyjaciela, a potem pisze raporty; pan X-4 posiada narkotyki i zachęca do ich używania. Prawie każdy Polak by to potępił. Ale tylko dopóty, dopóki na miejsce niewiadomych nie zostaną wpisane konkretne nazwiska: Polański, Rywin, Kapuściński, Piesiewicz. Bo wówczas elity zaczynają histeryzować, pisać protesty - przeciągając opinię publiczną na swoją stronę. Zrywają ze wszystkim, co w jakikolwiek sposób przypomina etykę.
- Kapuściński pisarz formował moje postrzeganie świata. To są jedne z ważniejszych książek dla mnie, oglądałem świat jego oczami, marzyłem, żeby poznać go osobiście. Sugeruje pan, że Kapuściński donosiciel ma być dla mnie ważniejszy przy ocenie tej, jak się okazuje, niejednoznacznej postaci? A słowa Maxa Schelera: że drogowskaz wskazuje drogę, ale sam nią nie chodzi?
- Nie aniołowie piszą literaturę czy malują obrazy. Trzeba oddzielić osobę twórcy od jego dzieła. Namawiam: czytajmy książki Kapuścińskiego. Ale pomników mu nie stawiajmy. Można przyjąć etykę ewangeliczną, jak u świętego Mateusza, czyli potępiać przestępstwo bez względu na to, kto go dokonał. Można też stosować etykę perfekcjonistyczną i uznać, że dobro, które twórca zdziałał dla kultury, przeważyło nad złem, którego dokonał, przejawiając inne aspekty swojej osoby. Rzecz w tym, że nasze elity nie stosują żadnej z tych etyk. Stosują swoją: etykę Kalego.
Bohdan Urbankowski
Pisarz, autor m.in. "Głosów", "Czerwonej mszy" oraz monografii o Mickiewiczu, Piłsudskim i Wojtyle