"Super Express": - Zaostrza się sytuacja na Ukrainie. Dlaczego?
Prof. Włodzimierz Marciniak: - Porozumienia o zawieszeniu broni, w których negocjacji uczestniczyła tzw. Doniecka Republika Ludowa wraz z Ługańską Republiką Ludową, zostały podpisane między Rosją a Ukrainą. Wówczas strony doszły do chwilowego porozumienia. Z dwóch powodów. Pierwszy to duże straty, jakie poniosły wojska ukraińskie w walkach w Donbasie. Część żołnierzy została otoczona i wydaje się, że Ukraina nie za bardzo mogła kontynuować działania wojenne. W drugiej połowie sierpnia Rosja wprowadziła do działań zbrojnych swoje regularne siły wojskowe. Ona również poniosła jednak spore straty. Powszechnie wiadomo, że w Rosji odbywały się potajemne pogrzeby poległych żołnierzy. Właśnie z tych powodów strony zdecydowały się wtedy na okresowe wstrzymanie działań wojennych.
- A jaki był drugi powód wstrzymania walk?
- Tym dodatkowym, ale istotnym czynnikiem była zima. Warunki utrudniały prowadzenie działań wojennych. Oczywiście ten czas strony wykorzystały też na wzmocnienie swojego potencjału bojowego. Ukraina przeprowadziła mobilizację. Pamiętajmy również, że zmobilizowani żołnierze muszą być przeszkoleni. Oznacza to, że strona ukraińska będzie gotowa do wznowienia działań za 3-4 miesiące. Właśnie na wiosnę. Rosjanie chyba postanowili działać przez zaskoczenie.
- Dlaczego Putinowi tak bardzo zależy na Donbasie? Krym był pewnym symbolem, ale też pozostawał w żywej pamięci Rosjan, ale Donbas? I to posuwając się do zabijania ludności cywilnej?
- Gdybym tylko znał pełną odpowiedź na to pytanie... Nie sądzę, żeby Donbas był Putinowi potrzebny do czegokolwiek. Gra toczyła się o znacznie wyższą stawkę, którą była cała Ukraina. To była prosta reakcja na obalenie Janukowycza. Kreml, w dużym stopniu z przyczyn wewnętrznych, musiał na Majdan odpowiedzieć anty-Majdanem. Zresztą początkowo ten ruch właśnie tak się nazywał - anty-Majdan. Ale tylko w Donbasie się to udało! Próbowano wzniecić zamieszki również w innych regionach Ukrainy, ale ten plan się nie powiódł. Tu nie chodzi o Donbas. Putin po prostu został z Donbasem. I coś z tym problemem musi zrobić.
- Czy to, że udało się tylko w Donbasie, oznacza, że już nie wypuści go z rąk? Za wszelką cenę?
- To dla niego pułapka. Oddać Donbas oznacza dla Putina przegrać, przynajmniej w sensie wizerunkowym. Natomiast utrzymanie Donbasu wiąże się z ogromnymi kosztami. Przecież Ukraińcy ostatecznie zdecydowali się na umocnienie linii oddzielającej terytorium kontrolowane przez rząd Ukrainy od terytorium zajętego przez rebeliantów. Ta linia została zaminowana, wstrzymano wszelkie przepływy pieniędzy, obrót gospodarczy przez tę granicę. Stworzyło to bardzo trudną sytuację gospodarczą w regionie, a co za tym idzie problem dla samej Rosji. Kreml, chcąc nie chcąc, musi wziąć te regiony na utrzymanie. Niewykluczone, że jest to jeden z powodów, dla którego Rosjanie zdecydowali się atakować znacznie wcześniej, niż można było przypuszczać. Tak, aby w jakiś sposób zacząć kontrolować sytuację w Donbasie.
Zobacz: Polacy z Donbasu są już bezpieczni
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail