Jerzy Markowski

i

Autor: Andrzej Bęben

Ekspert ostro: DO RATOWANIA PGG, jak to się mówi po górniczemu, zabrano się od d..y strony!

2020-07-28 18:28

28 lipca wicepremier Sasin miał przedstawić związkowcom Polskiej Grupy Górniczej plan ratowania spółki prze katastrofą. W programie miała być mowa m.in. o konieczności zamknięcia kopalni 3- ruchowej w Rudzie Śląskiej i historycznego „Wujka” w Katowicach. Tak po prawdzie to 4 kopalnie. Górnicy mieli dowiedzieć się, że proponuje im się obniżenie o 30 proc. płac. Jednak się nie dowiedzieli, bo wicepremier im o tym nie powiedział, więc wiedzą tyle, ile podano w mediach z tzw. dobrze poinformowanych źródeł... Jak sytuację ocenia ekspert górniczy i b. wiceminister gospodarki. dr JERZY MARKOWSKI?

„Super Express”: – Chce się Panu płakać czy śmiać?
Jerzy Markowski: – Ani płakać, ani śmiać. To jest sytuacja godna politowania, powiem szczerze. Dlaczego tak się stało, jak się stało? Albo nie było programu naprawczego dla PGG i informacje medialne były improwizacją dziennikarską. Albo ktoś napisał jakiś tzw. kwit w absolutnym oderwaniu od wiedzy o realiach społecznych i gospodarczych panujących na Górnym Śląsku i dał go panu wicepremierowi Sasinowi, zastrzegając, że ma go bronić.
Gdyby ta druga teza była prawdziwa, to wicepremier po powrocie do Warszawy, powinien od razu spytać się tych ludzi, dlaczego coś takiego mu napisali i wsadzili do teczki. Nie ulega wątpliwości, że coś trzeba zrobić w PGG, bo koszty są wyjątkowo wysokie, a straty rosną. Trzeba być jednakże uczciwym i mieć świadomość, że te straty są między innymi konsekwencją sytuacji pandemicznej. Bo jak kopalnie przez trzy tygodnie nie wydobywały, to nie miały w tym czasie przychodów ze sprzedaży. I to z pewnością będzie pogarszało wynik finansowy spółki…

– Da się te straty naprawić?
– Tak, to jest możliwe. Choćby, przez odpracowanie w soboty. Wracając do programu, którego wicepremier nie przedstawił. Moim zdaniem z istniejącej sytuacji nie wynika, że to ma być dokument rangi państwowej. Taki program powinien przedstawić zarząd PGG, powinna go przyjąć jej rada nadzorcza. Tymczasem rada milczy, zarząd w osobie prezesa próbuje coś tam tłumaczyć, a cała reszta czeka, aż pan Sasin przyjedzie do Katowic i dogada się ze związkowcami. A wicepremierowi zaproponowano wywołanie eksplozji społecznej, choćby dlatego, że w jednym mieście chce się zlikwidować wszystkie trzy ruchy kopalni „Ruda” w Rudzie Śląskiej. Ma do dyspozycji 17 kopalń, a wybiera wszystkie w Rudzie? To oznaczałoby, że pozbawia miasto w ciągu roku ok. 40 tys. miejsc pracy, bo tyle jest w „Rudzie” i jej otoczeniu.

– 30-procentowa obniżka wynagrodzeń może zostać zaakceptowana?
– To coś skrajnie niesprawiedliwego, bo można mówić o obniżce wynagrodzeń, ale nie wszystkich. Jeśli już to dotyczyć mogłoby to tych, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w wydobyciu – pracowników powierzchni, wszelkiego rodzaju służb i administracji. Przyjmuje się setki do pracy na górze, a jednostki do roboty na dole. To o czymś mówi. Absurdalne dla mnie jest założenie, że w roku 2036 zakończy się w Polsce wydobycie węgla kamiennego.

– A co w tym absurdalnego?
– Przecież do tego czasu nie powstanie alternatywa energetyczna dla elektrowni węglowych. To oznaczałoby, że decydujemy się na to, by od 2035 r. całkowicie skazać się na import węgla, a to już byłaby decyzja bardzo polityczna i nieprzystająca do deklaracji tego rządu o suwerenności energetycznej Polski opartej na węglu, polskim węglu…
Jednym zdaniem: same absurdy są w tym „programie”, jak na razie znanym z przecieków prasowych. Tak na marginesie: mam wrażenie, że jego autorami jest grupa restrukturyzatorów, którym wszystko jedno co naprawiają, czy młyn, fabrykę czekoladek czy kopalnie. Zawsze piszą to samo: redukować, redukować i redukować, a o Śląsku wiedzą tyle, że leży gdzieś tam na południu, przy granicy z Czechami i tylko są z nimi same kłopoty!

– Niedawno rozmawiałem z Januszem Steinhoffem, który wydaje się być przekonany, że bez zamknięcia nierentownych kopalń, to PGG splajtuje.
– Pan premier Steinhoff w tym momencie najlepszym autorytetem nie jest, bo on zamknął wiele kopalń, wśród których były rentowne lub mogły być rentownymi. Zamknął 24 kopalnie, z czego przynajmniej połowę bez potrzeby.

– A gdyby Pan był na miejscu tych, którzy mają ratować PGG i kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy?
– Gdybym był na miejscu prezesa PGG, to przede wszystkim wstrząsnąłbym kadrami. One są w komfortowej sytuacji, bo są zwolnione zupełnie z jakiejkolwiek odpowiedzialności za uzyskanie wyniku ekonomicznego, bo wszystko zależy od centrali. Zrobiłbym to, co należy do górnika, gdyby w zarządzie PGG byli górnicy, a nie tylko jeden. Zrobiłbym rzetelną, inżynierską analizę zdolności produkcyjnych wszystkich kopalń i pól. To się da zrobić i nie w rok, ale w miesiąc! Potem przygotowałbym program, przedstawiłbym go radzie nadzorczej do akceptacji. Ta przekazałaby ministrowi, czyli walnemu zgromadzeniu spółki. A gdy to by się już stało, to wówczas z takim programem poszedłbym do związków zawodowych. A nie odwrotnie, jak to teraz się dzieje.

– To teraz jest jeszcze do odkręcenia…
– Tak, bo mają być powołane zespoły robocze, porobione analizy itd. Fakt jest taki, że do ratowania PGG, jak to się mówi po górniczemu, zabrano się od d..y strony!

– A jeśli zgrzytnie coś w tym procesie, dojdzie do rozbieżności między stronami rozmów, to może dojść do strajków w PGG? Czy w ogóle teraz możliwe są strajki w górnictwie, choć związkowcy nimi grożą?
– Związkowcy są dużo bardziej agresywni i skorzy do konfliktów, że tak powiem, niż załogi górnicze. One boją się o robotę, chcą mieć święty spokój i jakąś rzetelną perspektywę do dopracowania do emerytury. Dla związkowców każdy powód do awantury jest dobry. Znam siłę mobilizacji związków zawodowych i ich sprawność do manipulacji załogami, więc na pewno jakieś protesty mogą zorganizować. Jednak już w drugim dniu takiego protestu, będą zastanawiali się nad tym, jak się z niego wycofać.
I znajdą sposób. Tak, jak znaleźli w styczniu, gdy domagali się w PGG 12-proc. podwyżki płac, a ostatecznie zgodzili się na 6 proc. Teraz będą protestowali przeciwko zamknięciu 4 kopalń, a zgodzą się na zamknięci dwóch. Skutkiem tego będzie to, że generalnie wszyscy do siebie stracą zaufanie. Jeżeli ktokolwiek przychodzi z programem obniżania wynagrodzeń i zamykania kopalń, a przez lata mówił, że nigdy czegoś takiego nie będzie robił, to komuś takiemu się już nie będzie wierzyć. Jednak w naszym społeczeństwie ludzie mają krótką pamięć, więc wszystko „przejdzie”.

Koronawirus a kopalnie. Na Śląsk wylewa się fala hejtu [Super Raport]