Janusz Steinhoff 2019

i

Autor: YT

B. wicepremier: Za 30 lat na Górnym Śląsku NIE BĘDZIE ANI JEDNEJ KOPALNI

2020-07-23 18:17

Wydobycie węgla kamiennego w Polsce spada. Za czasów, gdy wicepremierem był nasz rozmówca wynosiło ono ok. 105 mln t. W 2019 r. wyfedrowano 61,9 mln t. W maju na zwałach zalegało 7,4 mln t paliwa. I nic dziwnego, skoro eksport, choć w 2019 r. spadł w stosunku do poprzedniego, wyniósł 16,3 mln t. Jasne jest, że w tej sytuacji funkcjonowanie spółek węglowych, w tym największej: Polskiej Grupy Górniczej, jest trudne, bo prowadzone w sytuacji kryzysowej... O tym, co czeka polskie górnictwo i dlaczego z nim źle, rozmawiamy z dr. JANUSZEM STEINHOFFEM (73 l.), ministrem gospodarki i wicepremierem w rządzie Jerzego Buzka.

„Super Express”: – Za Pańskich czasów restrukturyzacja górnictwa poszła względnie gładko, choć zamknięto wiele kopalń. Czy sytuację ekonomiczną w Polskiej Grupie Górniczej, „największej spółce górniczej w Europie”, można naprawić bez bólu, czyli bez zamykania kopalń?
Janusz Steinhoff: – Nie da się jej uzdrowić bez likwidacji nierentownych kopalń. Obecnie nie ma takich wyzwań przed rządzącymi, jakie stały przed rządem Buzka. Wówczas musieliśmy przyspieszyć proces restrukturyzacji i przeprowadziliśmy go chyba najszybciej na świecie, znacząco szybciej niż uczyniła to Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. A to dlatego, że wówczas stan naszego górnictwa był wręcz tragiczny. Udało się rządowi Buzka zredukować na początku, na zasadach dobrowolności, zatrudnienie, a później zlikwidować trwale nierentowne kopalnie, co pozwoliło na uratowanie pozostałych. W tej chwili nie ma takich wyzwań przed rządzącymi, dlatego, że skala problemu jest zupełnie inna, choć kondycja górnictwa jest najgorszą w całej jego transformacji.

– Dlaczego jest aż tak źle?
– Bo górnictwo było źle zarządzane i rządzący mamili górników obietnicami bez pokrycia. Obiecywali, że nie będzie jakichkolwiek decyzji trudnych w społecznym odbiorze. Namawiałbym teraz rządzących, by zachowywali się w stosunku do ludzi ciężkiej pracy, którymi są górnicy, do poważnego zachowania...

– Ci górnicy mieli w czwartek przyjechać do Warszawy. Miano im przedstawić program naprawczy PGG, ale nie przyjechali, żądają, by o spółce rozmawiano wyłącznie w Katowicach. Unikają rozmów?
– Nie wiem, nie będę zgadywał. Sytuacja jest bardzo dziwna. Górnicy-związkowcy domagają się rozmów z premierem, a w moim zdaniem od prowadzenia takiego dialogu jest zarząd PGG, a tymczasem wszystko jest postawione na głowie. Ręcznie steruje się gospodarką ze szczebla ministerstwa. Poprzednio wiele, różnie ocenianych, decyzji należących do zarządu spółki podejmował minister energii Krzysztof Tchórzewski, związkowcy zabiegają o podwyżki płac negocjując w stolicy itd. To są absurdy. Już dawno należało przeprowadzić pewne reformy. Choćby powiązać wysokość płac z wynikami poszczególnych podmiotów. O tym, że obowiązujący system płac jest archaiczny mówi się od 15 lat. Mówi się, że kopalnie fedrujące pod miastami, w szczególnych warunkach geologicznych itd. mają wyższe koszty wydobycia, które nie doświadczają tych utrudnień...

– Mówi Pan o tym, że nie mają one ekonomicznej racji bytu?
– Górnikom trzeba powiedzieć prawdę. Trzeba im powiedzieć, że odchodzimy od węgla i na przeprowadzenie tego procesu mamy 30 lat. W Niemczech pokazali, jak to się robi. Tam do 2038 r. zlikwidują wszystkie siłownie pracujące na paliwach stałych. Natomiast, proszę to podkreślić, w Polsce nie ma teraz potrzeby szybkiego likwidowania kopalń, bo jest ich coraz mniej. Za 30 lat, tak myślę, na Górnym Śląsku nie będzie ani jednej kopalni...

– Bo wygra zielona energia?
– Bo skończą się zasoby węgla. To niedaleka przyszłość. A teraźniejszość jest taka, że trzeba wreszcie w kopalniach redukować koszty, gdzie to jest możliwe i oczywiście nie kosztem bezpieczeństwa w nich pracujących. Należy z górnikami poważnie rozmawiać o usprawnieniu organizacji pracy, bo to powinno przyczynić się do zredukowania kosztów stałych, których udział w kosztach wydobycia na dziś jest bardzo duży.

– Owszem, to wszystko dobrze brzmi, ale nie tylko związkowcy-górnicy uskarżają się, że kryzys w branży jest też za przyczyną importu, szczególnie z Rosji. Teraz nieco zmalał, ale nadal jest ogromny.
– Importu nie zatrzymamy. Po pierwsze: żyjemy w wolnym kraju, w którym funkcjonuje gospodarka wolnorynkowa. I ona ma swoje prawa, nie muszę tego tłumaczyć. Poza tym decyzję o ewentualnym embargu, o którym mówiono nie tylko za rządów Zjednoczonej Prawicy, ale także za PO-PSL, zapadają w Brukseli. I nie znosi się na to, by na coś takiego zgodzili się wszyscy członkowie Unii. Postrzeganie embarga na importowany węgiel, jako czegoś, co ochroni krajowy rynek węgla, jest najzwyczajniej absurdalne. Węgiel polski musi być konkurencyjnym w stosunku do tego z importu. Oskarżanie jakichś menadżerów, że kupują tańszy węgiel z importu zamiast droższego z naszych kopalń też nie ma podstaw. Choćby dlatego, że kodeks handlowy wymusza na zarządach takich spółek działanie na ich rzecz, a nie wbrew ich interesom. Politycy mamią, jak powiedziałem wcześniej, górników obietnicami o tym, że zatrzymają import. Opozycji gani rząd, że tego nie robi, choć doskonale wie, że to nie jest możliwe do wprowadzenia w sposób zgodny z prawem. I zapomina, że gdy rządziła, to wcale nie była dużo lepsza w tej kwestii od rządzących dziś.

– Trzeba będzie więc zamykać niektóre kopalnie. Długo nie da się tego unikać?
– To jest oczywiste. Nie da się dłużej utrzymywać trwale nierentownych kopalń.

– Tylko można wątpić, że związkowcy ochoczo na to przystaną. Nie te czasy, Panie Premierze.
– Nam, czyli rządowi Jerzego Buzka, udało się przeprowadzić restrukturyzację branży, bo rząd był poważny, czyli przedstawiał związkowcom argumenty oparte na realiach. A i związkowcy byli wówczas ludźmi odpowiedzialnymi. Uzgodniliśmy pakiet socjalny dla tych, którzy decydowali się dobrowolnie zrezygnować z pracy w górnictwie – jednorazowe odprawy, urlopy górnicze, płatne 75 proc. dla tych, którym brakowało 5 lat do emerytury górniczej itd. Mało kto wie, że wówczas chętnych do skorzystania z tego pakietu było więcej niż pieniędzy w kasie i trzeba było hamować te dobrowolne odejścia. Natomiast kluczem do powodzenia tego programu było objęcie pakietem osłonowym WSZYSTKICH górników. To z kolei umożliwiło alokację ludzi, między poszczególnymi kopalniami. Górnik, który odchodził z pracy, zwalniał miejsce dla kolegi z kopalni postawionej w stan likwidacji. Wszystko to uzgodniliśmy ze związkowcami przed kampanią wyborczą, więc nie było w niej różnych obiecanek.

– Ale to już było...
– Było. W tej chwili nie można mieć pretensji do związkowców, zarzucać im, że są roszczeniowi itd. itd. Pretensje można mieć jedynie do rządzących, OBECNYCH i POPRZEDNICH, że górnikom nie mówią prawdy i nie mieli i nie mają jakiegokolwiek programu na wyjście z tej kryzysowej sytuacji. To tyle, co chciałem powiedzieć.