„Super Express”: - Jeszcze dwa miesiące temu był pan potężnym prezesem paliwowego giganta. Jak nastrój po odejściu? Odczuwa pan syndrom odstawienia?
Daniel Obajtek: - Nie. Dużo czasu poświęcam sobie. Piszę. Muszę nadrobić zaległości, ponieważ przez lata moje życie to była praca po 16 godzin na dobę włącznie z weekendami. Pora trochę odpocząć.
- Nie wszyscy chcą dać panu odpocząć. Obok panów Kamińskiego i Wąsika jest pan jednym z głównych kandydatów do rozliczenia przez nową władzę. Nie wiem, czy elementem tego była publikacja medialna taśm z pańskich rozmów z jednym ze współpracowników. Jak pan to ocenia?
- Jak już pisałem w mediach społecznościowych, w żadnym wypadku tego nie potwierdzam. To kwestia manipulacji, półprawd. To nie jest żadne dziennikarstwo. To są funkcjonariusze polityczni. Trudno do czegoś takiego się odnosić. Powiem tak, byłem prezesem największej spółki w regionie i nie ma nic nienormalnego w tym, że służby podejmują działania operacyjne. Takie rzeczy się robi, by sprawdzać. Natomiast publikacja takich działań jest przestępstwem. Co więcej, nawet jeśli były prowadzone wobec mnie działania służb, to ja w tej sprawie nie byłem przesłuchiwany przez prokuraturę. Nawet jako świadek. W związku z tym, te materiały powinny być zgodnie z prawem zniszczone, a nie stać się przedmiotem manipulacji.
- Mówi pan, że ujawnienie materiałów służb jest niezgodne z prawem, ale skoro tak, potwierdzałoby to prawdziwość tych nagrań.
- Jeżeli byłyby to prawdziwe materiały, prokuratura z urzędu powinna wszcząć w tej sprawie postępowanie. Jeszcze raz bowiem podkreślę, że jeżeli nie było żadnych dalszych postępowań, to ten materiał operacyjny powinien zostać zniszczony. Nie będę się więc dłużej odnosił do materiałów, które są niewiarygodne w tym zakresie.
- Pojawia się tam jednak wątek niezbyt miłych wypowiedzi pana na temat kolegi z rządu Jacka Sasina. A o tych nie najcieplejszych relacjach między panami mówiło się, a tu słyszymy, że Sasina chciał pan wręcz wykańczać.
- To bzdura. Jeśli chce się kogoś z kimś skłócić, to mówi się o tym, że chce go wykańczać. Ja z panem premierem Sasinem mamy bardzo dobre relacje, bardzo często się kontaktujemy. Nie ma między nami zgrzytów, a nawet jeśli pojawiała się między nami różnica zdań, to o niej rozmawialiśmy. Dlatego twierdzę, że to jedna wielka manipulacja.
- Trochę trudno mi w to wszystko uwierzyć, ponieważ wasz konflikt był dość powszechnie znany.
- Nasz konflikt nie był znany, bo nie mieliśmy konfliktu. Nie odpowiadam za to, że Warszawa bywa plotkarska. Nie odpowiadam za kuchnię polityczną. Ale nie będę komentował rzeczy, których nie potwierdzam. Wiem natomiast, skąd ten atak na mnie.
- Skąd?
- Nie jest tak, że ktoś przyszedł do Orlenu i stworzył cudowną firmę, która zarabia miliardy. Tak naprawdę strumień środków, które zarabiał Orlen był już wcześniej. Ale wcześniej szedł w zupełnie innym kierunku – kierunku pewnych firm, pewnych układów. Szedł też w obszar mafii paliwowej i tak naprawdę vatowskiej. Kiedy zaczęliśmy nad tym pracować, w koncernie pojawiły się bardzo duże pieniądze. Komuś te pieniądze zabraliśmy, a skoro komuś urwały się interesy, to idzie potężny atak. Wiem, że będę atakowany. Zdaję sobie sprawę, że może to być też zagrożenie fizyczne. Posiadam bowiem bardzo dużo informacji. Wiem, jak to wygląda.
- Orlen jest strategiczną spółką, pan jako prezes był strategiczną postacią. Czy wewnętrzne procedury ochrony nie zawiodły, skoro udało się pana podsłuchać?
- Przez osiem lat byłem chłopcem do bicia, mimo że firma rosła w siłę i prowadziła olbrzymie inwestycje. Proszę zobaczyć, że w tym czasie nie miało zastosowania żadne RODO. Moje akty notarialne fruwały po Polsce. Łamano wszelkie standardy ochrony danych osobowych. Wypływały moje maile, w których nic poza troską o Polskę nie było. A nawet nie mogę tych maili potwierdzić, bo nie można wszystkich wysłanych maili pamiętać. Tu czasami mam pretensje, że ludzie podejmujący tak strategiczne decyzje nie byli odpowiednio chronieni. Są wręcz napiętnowani. Nie było innego prezesa Orlenu, którego tak bardzo by sprawdzano, który byłby tak bardzo atakowany, które prywatność tak bardzo by wypływała. Powiem wręcz, że byłem traktowany gorzej niż każdy inny obywatel tego kraju. Teraz pisze się, że w czasie pandemii zabrałem Polakom maseczki i wysłałem je do Watykanu. Przecież to bzdura i nieprawda!
- Według upublicznionych materiałów, miał pan to robić w celu autopromocji. Mówiąc potocznie, chciał się pan tym podlansować. Tak było?
- Powiem panu, jak było. Wysłaliśmy maseczki i płyny do dezynfekcji do Watykanu w momencie, kiedy nasycił się rynek w Polsce. Nie odebraliśmy tego Polakom. Po drugie, nie była to decyzja Daniela Obajtka, ale całego zarządu i rady nadzorczej. Każda bowiem darowizna powyżej 50 tys. zł musi przejść przez cały ład korporacyjny. Po trzecie, nie było tam chińskich maseczek, ale polskie, polskiego producenta. Po czwarte, nie była to promocja Daniela Obajtka, bo na opakowaniach nie było etykietki z moim nazwiskiem, ale logo Orlenu.
- A co pan życzy nowemu prezesowi Orlenu?
- Jeszcze go nie ma, bo na razie jest p.o. prezesa. Tu jest miejsce na apel do polityków, żeby przestali bawić się w szopki i powołali pełnoprawnego prezesa i pełnoprawny zarząd, by ktoś tam faktycznie podejmował decyzje biznesowe. Nie może funkcjonować koncern, w którym nie są podejmowane żadne decyzje. Nie mam żadnego żalu do prezesa, który mnie zastąpił. To zresztą za krótki czas, żeby kogoś rozliczyć.
- Jak pan widzi najbliższą przyszłość koncernu?
- Z wielkim trudem budowaliśmy ten koncern. Szczerze wszystkim życzę, by się rozwiał. Nie jest to bowiem tylko biznes, ale to także bezpieczeństwo Polski. Orlen to jedyna lokomotywa w Polsce, która może przeprowadzić Polskę przez transformację energetyczną. Strategia, którą opracowaliśmy to 300 mld przez 10 lat. W ubiegłym roku wydaliśmy na inwestycje 36 mld zł. To setki a nawet tysiące polskich firm, które robi przy procesach inwestycyjnych. Każdemu zarządowi powiem, żeby kontynuowali to, co robiliśmy; robił inwestycje, przeprowadzał transformację. Wtedy będziemy silnym koncernem, a Polacy będą mieli tanią energię i paliwa.
- Co dzieje się z panem? Czym się pan zajmuje i będzie zajmować w najbliższym czasie?
- Trochę odpoczywam, analizuję, mam sporo spotkań. Zastanawiam się, co dalej będę robił. Minęło za mało czasu, żebym dziś wiedział już dokładnie, ale na pewno nie będę ani na bezrobociu, ani nie zniknę. Jestem człowiekiem walki i na emeryturę jeszcze nie odchodzę.
- Przeciwnicy polityczni pańską przyszłość widzą w więzieniu. Spędza to panu sen z powiek?
- Nie. Niech zaczną rozliczać najpierw siebie. Nie boję się tych procesów. Wiadomo, będzie ciężko. Będą mnie gonić, chłostać. Skoro ten koncern był tak źle zarządzany, to czemu biorą z niego 15 mld zł na mrożenie cen energii? Ja jestem człowiekiem o silnych nerwach, wiele w życiu przeszedłem. Nie przestraszę się, nie dam im tej satysfakcji.
- Pańscy sojusznicy widzieliby pana w polityce. Tam pan wybiera?
- Mam sporo propozycji biznesowych. Zastanawiam się też nad polityką. Żadnej decyzji jednak na razie nie podjąłem.
Rozmawiał Wiktor Świetlik, tw