Marek Król: Czystki etyczne w polityce. Dlaczego po katastrofie nikt z rządu nie wyleciał?

2010-10-18 12:45

Nie mówi się o sznurze w domu powieszonego, tak jak nie mówi się o etyce w polityce. Cóż, w ferworze walki politycznej często zapominamy o tym. Monika Olejnik w czasie dwuosobowego śniadania w Radiu Zet z prezydentem zadała mu prowokacyjne pytanie: dlaczego po tragicznej katastrofie smoleńskiej nie zdymisjonowano na przykład ministra obrony narodowej?

Oczywiście pytanie to Olejnik powinna zadać premierowi, a nie bezpartyjnej głowie państwa. Dziennikarka przypomniała, że po powieszeniu się tylko jednego więźnia premier zdymisjonował Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a po katastrofie, w której zginęło 96 osób, nikomu z rządu nawet włos z góry nie spadł. Na tak zadane pytanie sugerujące prezydent odpowiedział, cytuję: "Ale tu się nikt nie powiesił!".

Przeczytaj koniecznie: Marek Król: Wygrał Bronisław Tusk

Co prawda to prawda, choć po pół roku od katastrofy nie mamy jeszcze protokołów sekcji zwłok jej ofiar, a więc wszystko jest możliwe. Niezależnie od ustalenia przyczyn śmieci ofiar katastrofy tupolewa, prezydent Komorowski jasno przedstawił zasadę odwoływania ministrów. Za powieszenie - odwołanie z pełnionej funkcji, a dopóki rosyjski MAK oraz putinowska prokuratura nie prześlą dokumentacji sekcji zwłok, minister Klich może spać spokojnie.

Co zrobić, kiedy ludzie nie chcą się wieszać, nawet na wolności, a trzeba dymisjonować elementy PiS-owskie w publicznych mediach? Jak dymisjonować, kiedy mimo jednoznacznych sugestii nikt nie chce się powiesić w TVP czy w Polskim Radiu? A zwalniać trzeba zgodnie z zaleceniami wielkiej kadrowej mediów publicznych Agnieszki Kublik, która trafnie odczytuje potrzeby partii rządzącej.

"Misja Wildsteina i Gargas dobiegła końca" - orzeka tytuł w "Gazecie", której nie jest wszystko jedno. Kiedy brakuje sznura, trzeba użyć pałki etycznej, by przeprowadzić resekcję niepokornych dziennikarzy. Zgodnie ze szkołą marksistowską etyka jest instrumentem w wychowaniu socjalistycznego społeczeństwa, w którym ciągle egzystują elementy niesocjalistyczne. A programy Gargas i Wildsteina, jak informuje "Gazeta": "oceniane były jako stronnicze, sprzyjające PiS-owi i wpisujące się w PiS-owską narrację" (sic!).

Patrz też: Gargas i Wildstein znikają z TVP

Narracja POstępowa nie może tego tolerować. Trzeba przeprowadzić czystkę etyczną w TVP i Polskim Radiu dla dobra misji publicznej realizowanej przez tradycyjnie obiektywnych dziennikarzy TVP, takich jak: Żakowski, Lis, Ordyński et consortes. Karnowski, Gargas, Wildstein czy Janecki muszą odejść, bo są etycznie nieczyści.

Czystki etyczne dotarły także do Poznania. Tam apolityczny były członek sztabu wyborczego Komorowskiego dr Tomasz Naganowski oczyścił Radio Merkury z Filipa Rdesińskiego, prezesa poznańskiej rozgłośni. Rdesiński okazał się zwyrodnialcem, który nie tylko zatrudniał nieobiektywnych komentatorów jak Marcin Wolski i Marek Król. Uczestniczył także w demonstracjach popierających wolną Czeczenię, a w młodości podniósł rękę na konsulat rosyjski w Poznaniu.

Ośmielił się także pisać w zakazanej przez salon "Gazecie Polskiej". Ponieważ ani Marcin Wolski, ani piszący te słowa nie chcieli się powiesić, by zwolnić Rdesińskiego, trzeba było posłużyć się czystką etyczną. Według oceny wiceministra skarbu zarówno zwolniony prezes Radia Merkury, jak i nasze komentarze naruszały zasady etyki mediów. No to teraz w mediach publicznych będzie jak w reklamie podpasek: zawsze czysto, zawsze sucho, zawsze pewnie. Dodam śpiewając: zawsze niech będzie słońce… słońce Peru.

Zobacz: Donald Tusk był już słońcem Peru, teraz został guru Indii