- Dwie pierwsze dekady tego wieku to dekady bardzo dynamicznego rozwoju Chin, ale również coraz mocniejszej świadomości swojej wagi politycznej na arenie międzynarodowej. Chiny sobie z tego zdały sprawę, Chiny mają z tego swoje ambicje, konkretne plany, plany częściowo jawne, na czele z tym potężnym planem stania się do 2049 roku, czyli 100. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej pierwszym imperium świata. I skoro ta świadomość jest, ten postęp jest ogromny, mamy do czynienia z prawdziwą klasą średnią w Chinach, która też ma swoje potrzeby, swoje apetyty. Ale mamy też do czynienia z mocniejszą władzą centralną, władzą Xi Jinpinga (69 l.). 16 października jest zjazd KPCh, na której Xi zostanie najprawdopodobniej wybrany na trzecią kadencję. To jest wyjątkowa sytuacja. Nie ma czegoś takiego w konstytucji Chin, ale to się utarło, że poprzedni przewodniczący po dwóch kadencjach odchodzili. Xi skumulował bardzo potężną władzę wewnętrzną i wszystkie te argumenty, czyli ekonomiczne, technologiczne, władzy politycznej, ale też spojrzenia, że się ma coraz ważniejsze znaczenie na arenie międzynarodowej spowodowały, że dzisiaj Chiny to są inne Chiny niź Deng Xiaopinga. Nie, dzisiaj Chiny nie są znajdowane, to one chcą znajdywać możliwości dla siebie na świecie. Również w Europie Środkowej - powiedziała dziennikarka.
- Chiny weszły do Europy Środkowej dosyć późno. Oczywiście były wcześniej inwestycje i kontakty z tym obszarem, to nie jest tak, że była to totalnie czysta kara. Ale wejście do Europy Środkowej jako całego regionu i spojrzenie na cały region zaczęło się późno, bo to jest dekada od powstania formatu 16+1, potem rozszerzonego na 17+1. Format współpracy Europy Środkowej z Chinami, to 17+1 to ukłon w stronę Europy Środkowej. De facto zawsze od początku to było "1+", bo Chińczycy chcieli od początku być decydujący. No i mamy do czynienia z kilkunastoma państwami, które owszem, też bardzo szybko się rozwijają od skoku gospodarczego lat 90., ale wciąż są to małe gospodarki. Największa gospodarka regionu, czyli Polska, jest dla Chin małym partnerem, malutkim partnerem. Nawet te 17 państw suma summarum nie przeważało roli takich Niemiec. Skąd więc to zainteresowanie? Wzięło się ono ze zrozumienia, że mamy do czynienia po pierwsze z małymi, ale rozwojowymi. Po drugie, są to państwa, dla których bolączką przez dekady było położenie na przedmurzu Wschodu i Zachodu, ale to też może być ogromna korzyść, gdy Chiny myślą globalnie. Zwłaszcza w wypadku inwestycji Pasa i Drogi. Taka brama ze Wschodu na Zachód może pozwolić na przygotowanie się kompetencyjne, by przygotować się na wejście na rynek Europy Zachodniej. Rzeczy, których się tutaj nauczą, wyeksperymentują, można potem używać na Zachodzie. Taka piaskownica trochę do eksperymentowania - wskazuje znawczyni.
Prowadzący zahaczył o temat szczególnie gorący w ostatnich latach, jeśli chodzi o sprawy chińskie, a mianowicie Huaweia. Chiński gigant branży technologicznej w poprzednich latach oskarżany był o zapędy szpiegowskie. - Polska stała się nagle takim centrum myślenia, co dalej z Huaweiem i technologią 5G. Warto podkreślić, że Huawei wciąż ma najbardziej rozwinięte urządzenia dotyczące infrastruktury 5G. Szczególnie w stosunku do ceny ten stosunek jest najbardziej pociągający. Jeśli spojrzeć na rozbudowę 5G w Polsce to czysto finansowo, ekonomicznie, Huawei miał największe szanse. Ale tutaj był argument, który się pojawił ze strony administracji USA, ale nie tylko. Może o tym zapominamy, ale te ostrzeżenia ze strony służb pojawiały się znacznie wcześniej. Na początku poprzedniej dekady służby brytyjskie, australijskie oraz amerykańskie wskazywały nie tylko na samego Huaweia, ale przede wszystkim na to, że Chiny tak mocno weszły w rozwój technologii 5G, że to jest pierwsza technologia wysokiego użytku, która została udoskonalona w Chinach, a nie na Zachodzie. I to było szokujące - powiedziała Czubkowska.
W trakcie rozmowy temat zszedł na wyniki litewskich badań, które wykazały, że telefony Xiaomi do pewnego stopnia cenzurują treści. - Cenzurowanie treści na podstawie konkretnych słów kluczowych, jak "Tybet", "Ujgurowie". Xiaomi się tłumaczyło, że to taka wbudowana opcja, która nie została uruchomiona w Europie. Nawet w to wierzę, że to jest na rynek wewnętrzny chiński. Tyle tylko, że służby litewskie nie uznały tych tłumaczeń, ponieważ one wpisują się w bardzo specyficzny sposób działania Chin. Służby uznały, że cenzura cenzurą, ale to działanie wpisuje się w szeroko zakrojoną politykę państwa i nie zakazano sprzedaży Xiaomi, ale przekazano obywatelom komunikaty w stylu: "Zrobicie co chcecie, ale wszyscy wiecie, jak to wygląda" - podkreśliła Czubkowska.
Ostatnie pytanie prowadzącego dotyczyło bezradności Polski wobec Chin. Nie wiemy bowiem, jak reagować na presję Waszyngtonu, by się dystansować od Pekinu. - Za każdym razem wobec Chin jesteśmy krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Tu wracamy do używania Chin jako argumentu w polityce wewnętrznej. Kiedy jesteśmy bliżej ze stanami, odsuwamy się od Chin. Kiedy nie ten prezydent wygrywa w Stanach Zjednoczonych, który miał wygrać według nas, to następuje próba zbliżenia z Pekinem. Tylko w efekcie co my mamy z tego? - podsumowała ekspertka.