Czesław Kiszczak do dziś w polskim społeczeństwie budzi wielkie emocje, mimo że od jego śmierci minęło już prawie 7 lat. W czasie, gdy Kiszczak był szefem MSW, doszło do bestialskiego mordu ks. Jerzego Popiełuszki. Czy generał wiedział o planach uprowadzenia charyzmatycznego duchownego? - Bez wątpienia Kiszczak i jego otoczenie wiedzieli o planach wobec Popiełuszki. W ramach struktury MSW porwanie nie było możliwe bez jego wiedzy. Jednak zgodnie ze starą zasadą panującą wówczas w resorcie spraw wewnętrznych, w tak poważnych sprawach nikt nie pozostawiał rozkazów na piśmie. Plany te musiał też znać Jaruzelski – mówił w rozmowie z PAP historyk z UMK w Toruniu prof. Wojciech Polak. Efektem akcji jednak nie miało być morderstwo kapłana. - Działania porywaczy nie można wytłumaczyć inaczej niż tym, że celem całej akcji było nie zamordowanie ks. Popiełuszki, lecz jego zastraszenie. Zakładali, że poddadzą go torturom, ale w końcu wypuszczą i trafi do szpitala. W takiej sytuacji wszyscy jego przyjaciele powiedzieliby: Jurek, jedź do Rzymu, bo oni następnym razem cię zamordują - wskazał historyk.
Trafił do resortu Czesława Kiszczaka po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki
Do mrocznych polskich lat 80. i roli, jaką odegrał w nich jego ojciec, w programie "Politycy od kuchni" nawiązał Maciej Gdula, poseł Lewicy, a prywatnie syn Andrzeja Gduli, wiceministra spraw wewnętrznych w okresie, gdy resortem kierował Czesław Kiszczak. - Często jest tak, że o moim ojcu mówi się: "Człowiek Kiszczaka", co w ogole nie jest prawdą. Tata po śmierci Popiełuszki trafił do MSW, także po to, by tę sprawę badać. Był takim człowiekiem partii, który miał kontrolować służby. Kiszczak się go pozbył, najszybciej jak to było możliwe i już w 1986 roku trafił ojciec do KC, potem brał udział w rozmowach w Magdalence i przy Okrągłym Stole - zdradził poseł Lewicy. Po 1989 roku Andrzej Gdula pracował m.in. w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej, a przede wszystkim w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gdzie w latach 1996-2005 był dyrektorem Zespołu Doradców.
Maciej Gdula chciał innej lewicy niż SLD
Syn Andrzeja Gduli do regularnej polityki wszedł stosunkowo późno - dopiero w 2019 roku wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego i w polskich wyborach parlamentarnych. Udział w tych drugich okazał się sukcesem - Maciej Gdula został posłem. W życie społeczne zaangażowany był jednak od dawna i od dawna walczył o nową jakość po lewej stronie sceny politycznej, choć pod pewnym wpływem ojca pozostał. - Jestem na lewicy, więc na pewno jest o jakaś kontynuacja tradycji domowych. Jest to jednak inna lewica, niż ta u schyłku PRL czy za świetlanych czasów SLD - podkreślił poseł. - Moje zaangażowanie miało prowadzić do tego, by ta lewica trochę inaczej wyglądała niż ta stara eseldowska. Istotne dla mnie były kwestie praw kobiet, później LGBT, dlatego tak byłem zaangażowany w "Krytykę Polityczną" - tłumaczył Maciej Gdula, który zaznaczył też, że 20 lat temu rys lewicy był " bardzo prorynkowy". - Ja z kolei uważałem, że ważny jest powrót do tradycyjnej lewicy, która stawia na silny budżet, progresywne podatki, funkcje socjalne, a nie żadną prywatyzację edukacji czy służby zdrowia. Takie pomysły uważałem za zło i nadal tak uważam - podkreśli syn Andrzeja Gduli.