"Super Express": - Ministerstwo Obrony Narodowej wydało aż 15 mln zł z kart kredytowych. W innych resortach jest to znacznie mniej. Skąd tak zawrotna suma i różnica w wydatkach w stosunku do innych ministerstw?
Ryszard Czarnecki: - Ja rozumiem, że w skład tych wydatków wchodzą również wydatki attachatów wojskowych. Są tam zatrudnieni ludzie mający paszporty dyplomatyczne, załatwiający kwestie ważne i kluczowe z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa - takie jak eksport polskiej broni, kwestie lokalizowania manewrów wojsk zewnętrznych w naszym kraju, za co Polska otrzymuje konkretne pieniądze, to jest kwestia współpracy w ramach NATO. Więc to nie są wydatki wyłącznie resortu jako takiego, ale także jego agend na całym świecie.
- Uważa pan, że wydanie tych 15 mln jest w porządku?
- Tego nie twierdzę - pokazuję jedynie skomplikowaną strukturę wydatków w organizmie, jakim jest Ministerstwo Obrony Narodowej i podległe mu instytucje. Wydatki te dotyczą zarówno wspomnianych attachatów na całym świecie, jak i osób funkcyjnych spoza MON. Ta struktura jest znacznie szersza niż tylko MON. Natomiast bardzo dobrze się stało, że minister Mariusz Błaszczak zarządził audyt i kontrolę tych wydatków. I jestem przekonany, że jak dostrzeże nieprawidłowości, rękę będzie miał bardzo ciężką.
- Zwykły obywatel słyszy MON, 15 mln, karty kredytowe. Nie będzie wgłębiać się w "skomplikowaną strukturę", ale uzna, że jego pieniądze są marnowane.
- Absolutnie uważam, że po pierwsze - wszystkie wątpliwości muszą być wyjaśnione, po drugie - musimy pokazać, jak to wyglądało za rządów Platformy Obywatelskiej, gdy funkcjonowała zasada "za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa". My jesteśmy dużo skromniejsi, ale nie powinniśmy oszczędzać na informacji. Przez to, że ona szwankuje, Platforma najgłośniej krzyczy: "łapać złodzieja", a przeciętny odbiorca krytykuje nas, nie wiedząc, jak było za rządów Platformy i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Tak samo nie ma świadomości, jak wygląda struktura MON. Tę politykę informacyjną bezwzględnie należy poprawić.
- To skoro już jesteśmy przy polityce informacyjnej. Antoni Macierewicz, były szef MON, chyba nie prowadził jej najlepiej. Dość powiedzieć, że potrafił zrezygnować z już umówionych wywiadów z "Super Expressem". Gdzie przecież jesteśmy gazetą, w której pracują ludzie o bardzo różnych poglądach, głos dajemy każdej ze stron bieżącego sporu. Antoniemu Macierewiczowi nie spodobał się jednak fakt, że w gazecie ukazał się wywiad z Markiem Dukaczewskim. Czy jednak były minister nie zyskałby, chodząc do mediów i docierając do szerszej publiki?
- Ja bardzo sobie cenię Antoniego Macierewicza. Zrobił bardzo wiele dla Polski. Chyba o wiele więcej, niż o tym wiemy. Ale też nie jest winą Polaków to, że sukcesów Macierewicza nie dostrzegli. Myślę, że na całym świecie są ministrowie, którzy puszczają parę w gwizdek propagandy, są też tacy, którzy ciężko pracują, mają sukcesy, ale nie potrafią efektów swojej pracy, mówiąc brzydko, sprzedać. I tego faktycznie za kadencji Antoniego Macierewicza troszeczkę brakowało. Uważam, że Antoni Macierewicz zrobił bardzo wiele, dokonał rzeczy wiekopomnych. Jednak z powodu braku informacji ludzie za mało o tym wiedzą.
- Gdyby udzielił wywiadu "Super Expressowi", to wiedzieliby więcej.
- No właśnie. Polityki informacyjnej było zdecydowanie za mało.