Co z odtajnionych dokumentów wynika?
Po pierwsze - że przesadą jest nazywanie ówczesnych wystąpień "antykomunistycznym powstaniem". Raport CIA stwierdza, że ruch oporu nie ma ujednoliconego centralnego przywództwa z dobrze zdefiniowanymi celami i dysponuje ograniczonym zasięgiem. Składa się z wielu małych frakcji z własnymi przywódcami w kraju i za granicą, w tym "band partyzanckich, które są wierne tylko swoim wodzom". Oddziały te nie posiadają ani wspólnego dowództwa, ani zbieżnych idei. Powstanie - jak w przypadku zrywu warszawskiego - musi mieć jasny cel, plan działania, kierownictwo i podporządkowaną mu strukturę. Niczego takiego nie było. Zbrojne ramię rządu w Londynie - Armia Krajowa została rozwiązana rozkazem gen. Okulickiego 19 stycznia 1945 roku.
Po drugie - wbrew temu, co się dziś mówi, Polacy walczyli z Polakami, a nie z oddziałami Armii Czerwonej czy NKWD. Raport stwierdza, że radzieckie jednostki mają zakaz angażowania się w bitwy z partyzantami. Tylko jeśli zostaną zaatakowane, mogą się bronić. Niektóre specjalne jednostki mają większą swobodę, ale nawet one specjalnie się nie angażują. Tak więc chłopcy z lasu zabijali i byli zabijani przez polskie wojsko oraz funkcjonariuszy milicji i UB. Większość z nich z uwagi na ówczesną strukturę społeczną wywodziła się ze wsi i małych miasteczek.
Po trzecie - w 1947 roku wszystko było już przesądzone. Ustrój i granice Polski zostały ustalone w Jałcie i Poczdamie. W sierpniu 1945 r. mocarstwa zachodnie cofnęły akceptację rządowi emigracyjnemu w Londynie, wkrótce Polska Ludowa stała się pełnoprawnym członkiem ONZ i państwem uznawanym przez całą wspólnotę międzynarodową. Nawet z niedorzeczną rachubą na III wojnę światową, z przyśpiewką: "Jedna bomba atomowa i wrócimy wnet do Lwowa, jeszcze jedna, ale silna i wrócimy też do Wilna", walka przeciwko realnemu państwu polskiemu skazana była na klęskę i zbędną daninę krwi. Raport CIA wyraźnie to stwierdza.