Rafał Chwedoruk

i

Autor: ARCHIWUM

Chwedoruk: Inflacja wielkich słów

2016-12-23 6:00

Profesor Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z "SE" o tym, komu zaszkodzi awantura w Sejmie:

"Super Express": - W Sejmie, a może i polskiej polityce, nadal bałagan. Kto na tym straci, a kto zyska?

Prof. Rafał Chwedoruk: - Przekonanych to tylko utwardzi, ale generalnie utrwali też trend coraz większej nieufności do polityków, Sejmu. I to będzie wspólne. Stracą na tym i PiS, i liberalna opozycja, bo oddala to ich od wyborców nieprzekonanych. To ewidentnie tworzy coraz większe miejsce dla jakiejś trzeciej siły...

- Jakiej?

- Tego nie da się już opisać, ale byłoby to coś, co można określić "populistyczną" i "antysystemową". Taką, która dla najmłodszego pokolenia wyborców mogłaby być atrakcyjna, tak jak atrakcyjni bywali Korwin-Mikke i Kukiz.

- Jarosław Kaczyński zaproponował opozycji udział w posiedzeniach rządu, większy wpływ na posiedzenia Sejmu... Czy PiS sprawnie rozgrywa sejmową opozycję, która zaczyna przypominać wielkomiejską Samoobronę?

- Przypuszczam, że to miał być bardzo sprytny ruch i przyniósłby PiS korzyści. Miał być, bo miał być zgłoszony przed awanturą w Sejmie. Pokazywałby, że to PiS jest skłonny do dialogu i kompromisu... Wyborcy PiS są często konserwatywni także w tym sensie, że są ostrożni wobec życia społecznego, jako umęczeni pasmem reform i oczekujący jakiejś stabilizacji. I opozycja, odrzucając to, wypadłaby słabo.

- Po awanturze z posłem Szczerbą i blokadzie Sejmu to już nie zadziała?

- W tym chaosie zmieni niewiele. Z jednej strony odbiorcy usłyszą, że PiS mówi o dialogu i prawach opozycji, a z drugiej zobaczą, że w sytuacji konfliktowej PiS prze do przodu. Z opozycją nie jest lepiej. Z jednej strony mówi, że Polaków nie można dzielić i trzeba dialogu, a z drugiej mamy radykalne zachowania, wykrzykiwanie haseł z bliska politykom PiS w twarz i stawianie daleko idących zarzutów o dyktaturze. Z obu stron przekaz jest niespójny.

- Ogłoszenie, że PO i Nowoczesna będą okupowały salę sejmową do 11 stycznia, ma sens?

- Platforma gra tu trochę przeciwko własnemu elektoratowi i wizerunkowi. Kiedyś nakreślono ją jako partię mieszczańską, gwarantująca stabilność, brak ryzyka, przewidywalność... To, co widzimy, to kompletne zaprzeczenie tego, czym chcieli być. Sytuacja, w której ludzie z dorobkiem na stanowiskach ministrów, liderzy partii statecznego elektoratu, paradują w sportowych ubraniach w niedogrzanej sali Sejmu... To w najlepszym razie może być rola partyjnej młodzieżówki, a nie polityków, których aspiracje są wysokie.

- Nie widzą, że tymi poważnymi minami przy pluszowym męczeństwie trochę się ośmieszają?

- Powodów jest kilka. Pierwszy to rywalizacja o wiodącą rolę w opozycji między PO, Nowoczesną i KOD. Walczą o podobny elektorat, a miejsca aż na trzy podmioty tu nie ma. Obawiają się, że każdy, kto licytację wyhamuje, skończy jak Petru ze swoim "światełkiem w tunelu". Drugi to pozostałości obozu Donalda Tuska w Platformie.

- Które nie pozwalają Schetynie dać kroku w tył?

- Ustabilizowanie się PO i wzmocnienie tej partii w sondażach pod ręką Schetyny oznaczałoby, że oni nie są do niczego potrzebni. Wielu z nich miałoby problemy z reelekcją. Dla nich szansą jest to, że w opozycji będzie panował pewien chaos, a w przyszłości stanie się ona luźnym porozumieniem pod auspicjami różnych medialnych autorytetów, aktorów, publicystów... Tyle że gwarantem spokoju PiS jest inflacja manifestacji, inflacja wielkich słów i drugorzędnych tematów. Dopóki trwa też hasło "zjednoczona opozycja", dopóty PiS może czuć się niezagrożony.

Zobacz także: Borys Budka: Kaczyński chciałby, żeby liderem opozycji był Suski