Tym razem jednak staje po stronie władzy, przeciwko stoczniowcom, których uznaje za wichrzycieli, zadymiarzy ogłupionych przez duet Kaczyński-Rydzyk. I co z tym zrobić? Nie da się uznać - jak chciała posłanka Julia Pitera przy okazji wygłupu Wałęsy z partią Libertas - że został "instrumentalnie wykorzystany".
Jestem zresztą z zasady przeciwko takim sformułowaniom, jeśli dotyczą dorosłych inteligentnych ludzi. Bo "instrumentalnie wykorzystać" to może dać się dziecko nieświadome tego, co się wokół niego dzieje, a o to trudno podejrzewać Lecha Wałęsę. Więc co? Zakwalifikować to jako kolejny ekwilibrystyczno-egzotyczny językowy łamaniec Lecha Wałęsy, z którego nic nie wynika oprócz lekkiej drwiny?
Czy Wałęsa naprawdę chciał powiedzieć, że stoczniowcy, których wyrzuca się z pracy, są głupi, i że dali się komukolwiek podpuścić i zmanipulować? Czy przywódca stoczniowego strajku chce stanąć uzbrojony w kamienie naprzeciw stoczniowcom? Nie, nie wierzę w to. Nie wierzę.
Widzę natomiast, że mi się legenda degeneruje, że ulega erozji na moich oczach, a jestem do niej przywiązany i nie chciałbym zostać z niej okradziony. Nie wiem, jak ocalić Lecha Wałęsę. Nie wiem, jak go ochronić przed nim samym. Coś trzeba będzie jednak zdecydować, bo wizerunek Wałęsy - dziadzia plotącego ucieszne androny, bardzo mi nie odpowiada.