O sprawie działacz Jopp napisał na Facebooku. Jak relacjonuje chciał zacząć podyplomówkę z ochrony środowiska na WSKSiM w Toruniu, ale pojawił się kłopot. Chodzi o jeden dokument z... kancelarii parafialnej, czyli od proboszcza! Działacz decyzję o przyjęciu na studia ma od kilku tygodni, ale nie przypuszczał, że nie zacznie nauki : - Co prawda decyzję o przyjęciu mnie na studia, mam już od 3 marca br, gdzie czarno na białym napisano, cytuję; ,,Informujemy, że po przeprowadzeniu postępowania kwalifikacyjnego został Pan przyjęty na podyplomowe studia - Polityka ochrony środowiska - ekologia i zarządzanie w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu w roku akademickim 2016/2017.". Więc rano, jak przykładny student, stawiłem się na zajęcia - napisał Jopp. I wyjaśnił, że został wezwany do dziekana: - Przed nimi poprosiła mnie do swojego gabinetu pani dziekan. Oznajmiła mi, że najwyższe władze Uczelni, oczekują jednak ode mnie zaświadczenia od proboszcza. Dopóki go nie dostarczę, dopóty to nie będę mógł studiować - opisał Jopp.
Zobacz: Prezydent Duda o Misiewiczu. Ma POWAŻNE zastrzeżenia WIDEO
Działacz SLD bardzo żałuje, że nie mógł wziąć udziału w pierwszych zajęciach, na których wykład miał poprowadzić sam minister środowiska Jan Szyszko. - Szkoda, bo pierwszy wykład miał wygłosić minister prof. Jan Szyszko. Skoro byłem już na miejscu, chciałem go wysłuchać. Pani dziekan nie mogła sama podjąć decyzji, więc poszła zapytać pana ministra, czy wyrazi na to zgodę. Nie wyraził - zasmucił się Marek Jopp. I co teraz? Czy doniesie potrzebne zaświadczenie? Najwyraźniej nie, bo jak dodał: - Tak skończyło się moje studiowanie u ojca dyrektora. Sprawę można podsumować krótko: jeszcze nie zdążył zacząć, a już musiał skończyć. Jak pech, to pech.