Grabarczyk złożył wniosek o pozwolenie na broń w 2012 r. Aby je uzyskać, musiał zdać dwa egzaminy: teoretyczny i praktyczny. Zdał ten pierwszy, ale co do uczestnictwa w drugim pojawiły się wątpliwości. Według Radia Zet polityk co prawda na strzelnicy się pojawił, ale przed egzaminem teoretycznym. Czyli niezgodnie z przepisami.
Śledczy postawili policjantom egzaminującym Grabarczyka zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Według RMF FM, jeśli pod dokumentem widnieje też podpis ministra, prokuratura będzie mogła postawić zarzuty również ministrowi. On sam nie komentuje sprawy. - Minister Grabarczyk uzyskał pozwolenie na broń po złożonym egzaminie w 2012 r. Nie może komentować toczącego się postępowania - informuje nas Patrycja Loose, rzecznik resortu sprawiedliwości.
Zdaniem specjalistów afera z bronią może pogrążyć polityka Platformy.
- Jego zachowanie woła o pomstę do nieba. Jeśli broń traktuje się jako gadżet, to jest to skrajnie nieodpowiedzialne. Pozwolenie powinno być mu jak najszybciej odebrane - ocenia gen. Roman Polko. - Powinien oddać się do dyspozycji szefowej rządu - uważa były szef BOR Andrzej Pawlikowski. Podobnie wypowiada się Krzysztof Matłosz z Rzeszowskiego Stowarzyszenia Strzelecko-Kolekcjonerskiego. - Osoby, które w Polsce mogą naprawdę czuć się realnie zagrożone, nie dostają pozwolenia na broń. A pan Grabarczyk dostał. To dowód, że w Polsce jest pełna uznaniowość - ocenia.