Afera wybuchła w styczniu zeszłego roku. Na jaw wyszło, że na konto firmy ówczesnego lidera KOD i jego żony Magdaleny wpłynęły grube tysiące. Ujawniono również faktury, które wystawiano za wykonanie usług informatycznych na rzecz komitetu. Było to o tyle szokujące, bo Kijowski przez cały czas szefowania organizacją narzekał, że żyje tylko dzięki wsparciu rodziny. Tymczasem prokuratura twierdzi, że żadne usługi nie zostały wykonane.
Zarzuty to poświadczenie nieprawdy oraz przywłaszczenie powierzonego mienia. Chodzi o kwotę 120 tys. Za ten czyn grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Dowodami w sprawie są m.in. zeznania członków zarządu KOD, którzy zeznawali w sprawie, ale również osób, które pracowały jako informatycy i opinia biegłego
– wyjaśnił wczoraj prokurator Maciej Kroczak. - Wolontariusze wykonywali prace informatyczne po godzinach. Ja stanąłem przed zadaniem żebym angażował się wyłącznie w KOD i nie podejmował innej aktywności – tłumaczył się sam Kijowski. - Było jasne, iż całe kierownictwo KOD wie o tych fakturach i nikt nie protestował - twierdził.
- Jestem przekonany, że zarzuty się nie utrzymają w postępowaniu przed niezawisłym sądem, a wierzę, że jest on niezawisły. Natomiast nie ma wątpliwości, że te zarzuty wynikają z politycznej motywacji i będą one ciągnięte tak długo, aż zostaną w obalone, lub uda się mnie w jakiś sposób skazać. Wierzę jednak, że sądy nie ulegną presji politycznej. Składam obszerne wyjaśnienia, wszystkiego, co się działo wokół działalności KOD. Są potrzebne szerokie objaśnienia, by wyjaśnić dokładnie tę sprawę. Nie ma żadnych wątpliwości, że wykonywałem te usługi. To były zryczałtowane kwoty, związane z opieką nad infrastrukturą, wykonywanie konkretnych działań, ale również za gotowość i współpracę z użytkownikami i pomoc im w bieżących działaniach W tej chwili jest zaplanowanych 9 posiedzeń. Podejrzewam, że proces będzie trwał bardzo długo. – tłumaczył potem dziennikarzom.