Leszek Miller junior był oczkiem w głowie rodziców. Do tego jedynym synem Leszka Millera i jego żony Aleksandry. Można więc sobie wyobrazić jak wielką tragedię muszą przeżywać. Wciąż nie mogą uwierzyć w to, że ich jedynak już się do nich nie uśmiechnie, nie wypowie żadnego słowa i że nie pojadą na przejażdżkę rowerową po Lesie Kabackim…
W czwartek cała rodzina i przyjaciele wspomną syna Millerów przy jego grobie w Żyrardowie. - Często odwiedzamy jego grób, a ja jestem tam dwa, trzy razy w tygodniu. Teraz na 1 listopada też będziemy. I wciąż towarzyszy mi uczucie ogromnego smutku. To wielki ból. Nie potrafię z nim żyć – mówi Leszek Miller.
1 listopada znów porozmawia z synem i zada mu pytanie, które powtarza sobie w myślach od chwili, kiedy dowiedział się o jego śmierci. - Rozmawiam z Leszkiem często. Pytam go dlaczego to zrobiłeś… Ale on nie odpowiada. A sam nie potrafię znaleźć odpowiedzi. I ciągle czekam na jego telefon. Nie dopuszczam do siebie myśli, że syna już nie ma. Bardzo chciałbym pojeździć z nim na rowerze, pooglądać filmy, porozmawiać jak ojciec z synem. Brakuje mi tego, brakuje mi Leszka… - mówi ze smutkiem były premier, który wierzy, że junior przyśni mu się w końcu którejś nocy.
- Syn mi się jeszcze nie śnił, czekam na Ciebie synu, chciałbym, żebyś przyszedł do mnie, chociaż we śnie. Mam przy tym wrażenie, że to wszystko się nie dzieje i że syn gdzieś wyjechał i za chwilę wróci z jakiejś podróży, że za chwilę się o tym dowiem. Zwłaszcza wygląda to tak, kiedy jesteśmy u niego w domu, gdzie mieszkał – dodaje Leszek Miller, który na koniec wraca do nocy, kiedy jego syn odebrał sobie życie. - Mniej więcej wiem, co się stało tamtej nocy, że była kłótnia z jego partnerką, ale nie chcę do tego wracać. Partnerka mojego syna wciąż egzystuje, więc nie chcę jej komplikować życia. Poza tym policja wciąż prowadzi postępowanie – zaznacza były szef rządu.