Jacek K. był wiceministrem finansów w latach 2008-2015. Został zatrzymany wczoraj rano w swoim warszawskim mieszkaniu i przewieziony do białostockiej prokuratury. Tam miał usłyszeć zarzuty.
Chodzi o prowadzone przed laty śledztwo w sprawie tzw. afery hazardowej. Śledczy badali, czy w latach 2006-2009 urzędnicy Ministerstwa Finansów doprowadzili do rejestracji wbrew obowiązującym wówczas przepisom tysięcy automatów do gier hazardowych. - Chodzi o kwotę ponad 20 mld zł, które miały wypłynąć w wyniku afery hazardowej - poinformował w RMF FM wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki (33 l.). Co ciekawe, Jacek K. miał usłyszeć zarzuty znacznie wcześniej, ale decyzją ówczesnego prokuratura generalnego Andrzeja Seremeta (59 l.) ten wątek śledztwa został przeniesiony do prokuratury w Poznaniu. Tam śledztwo umorzono. W ubiegłym roku decyzją Prokuratury Krajowej wznowiono je.
Według szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (38 l.) i prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego (38 l.) K. miał wiedzę na temat fałszywego rejestrowania tzw. jednorękich bandytów jako maszyn oferujących niskie wygrane. Sam proceder miał prowadzić do gigantycznych wyłudzeń podatkowych. - Nie mogę wykluczyć, że Jacek K. był przedmiotem jakichś nacisków - podkreślał Ziobro.
W grudniu 2017 r., tuż po wznowieniu śledztwa przez prokuraturę krajową, do sprawy odniósł się sam były wiceministre finansów. - Nie zamierzam komentować wznowienia śledztwa w sprawie tzw. afery hazardowej, bo to odgrzewanie tematu, który został wyjaśniony i przedawnił się, a teraz ma odciągnąć uwagę od obecnych problemów. Miał być audyt rządów PO-PSL i nic do tej pory nie wykazano, więc sięga się po kolejne "odgrzewane kotlety" - mówił w rozmowie z "Dziennikiem. Gazetą Prawną". Urzędnikowi grozi do 10 lat więzienia.