"Super Express": - Wygląda na to, że tylko Platforma nie jest zadowolona z czwartkowego spotkania z Jarosławem Kaczyńskim. Ryszard Petru widzi światełko w tunelu, a Grzegorz Schetyna światełko owszem widzi, ale zwiastuje on nadciągający pociąg pancerny.
Borys Budka: - Proszę posłuchać marszałka Tyszki czy przedstawicielki partii Razem, którzy też nie są zachwyceni. Kurtuazyjnie, polskim zwyczajem, trzeba podziękować za zaproszenie. Chłodne oceny wyglądają inaczej. Grzegorz Schetyna jest doświadczonym politykiem.
- I dlatego nie uległ urokowi Jarosława Kaczyńskiego?
- Oczekiwał po prostu konkretów. A okazało się, że miał rację. Kiedy rozmawiałem z nim tuż po tym spotkaniu, mówił, że było potrzebne PiS wyłącznie po to, by prezydent Duda mógł powiedzieć Barackowi Obamie, iż w Polsce trwa dialog z opozycją.
- Czyli prezes PiS was trochę okiwał?
- Oczywiście, Jarosław Kaczyński chciał ocieplić swój wizerunek po swoich ostatnich wypowiedziach. W PiS zorientowali się, że to, co mówi i robi, przynosi Polsce więcej szkód niż pożytku, więc zdecydowali się na spotkanie i rozmowy z opozycją. Tyle że nic to nie znaczy. Żadnego przełomu nie ma.
- A może jest tak, że to wy odrzucacie wyciągniętą do zgody rękę? Może PiS ma rację, że chcecie tylko jątrzyć, bo nie macie na siebie innego pomysłu?
- Nie bardzo rozumiem, co mielibyśmy zrobić? Jeśli ktoś łamie prawo, niszczy Trybunał Konstytucyjny i obraża miliony Polaków, określając ich gorszym sortem, to jak możemy przykładać do tego rękę? A my od PiS nie oczekujemy niczego innego, jak przestrzegania prawa. My za swój błąd w sprawie TK przeprosiliśmy. Został on naprawiony 3 grudnia przez orzeczenie Trybunału. Teraz czas, aby PiS naprawił swoje błędy.
- Sprawa TK jest jednak dla was bardzo wygodna. Zwalnia was trochę z myślenia o tym, co macie Polakom do powiedzenia. Czekacie, aż UE zajmie się rządem PiS, zapowiadacie protesty i chcecie odwoływać kolejnych ministrów. Idziecie na łatwiznę?
- Przede wszystkim jesteśmy realistami, jeśli chodzi o liczbę głosów. Przecież wszelkie nasze poprawki - nawet redakcyjne - nie przechodzą w Sejmie wyłącznie dlatego, że są zgłaszane przez opozycję. Próbowaliśmy np. tłumaczyć, że PiS robi błąd w ustawie o obrocie ziemią. Jego politycy nie rozumieją najprostszych mechanizmów gospodarczych. Może się bowiem okazać, że na skutek tej ustawy bardzo spadnie wartość ziemi rolnej. Każdy rolnik, który ma zabezpieczony taką ziemią kredyt, może zostać wezwany przez bank, który zmusi go do przedstawienia kolejnych zabezpieczeń lub zażąda natychmiastowej spłaty kredytu. PiS nawet nie chciał nas wysłuchać, a to tylko jedna z wielu takich spraw.
- Oczywiście recenzowanie pracy rządu to zadanie opozycji, ale nie jedyne. Powinniście też tworzyć swój program, przedstawiać swoją wizję, a tego ciągle nie ma. Trudno powiedzieć, jaką partią jest dziś Platforma.
- Mamy jasny kalendarz działań. We wrześniu ma się odbyć kongres programowy, który określi nowe priorytety. Natomiast w tej chwili PiS swoimi działaniami jest na tyle ofensywne, że nie ma miejsca dla opozycji na konstrukcyjne działania. Na każdym posiedzeniu Sejmu pojawia się ustawa, która jest szkodliwa dla Polaków.
- I tak was ta walka pochłania?
- Weźmy choćby likwidację niezależnej prokuratury. Jak można wychodzić z propozycjami, kiedy już dziś wiadomo, czemu ona służy. Ściganie za pomocą prokuratora prezesa Rzeplińskiego. Włączanie się w sposób nieudolny do aktu oskarżenia przeciwko Tomaszowi Arabskiemu. Czy umorzenie sprawy Mariusza Kamińskiego. Proszę mi wierzyć, wolałbym się zajmować innymi sprawami, ale PiS nie daje takiej możliwości. Skoro prezes PiS uważa, że opozycji zależy na zamęcie wokół Trybunału Konstytucyjnego, to niech tę sprawę wreszcie zakończy! Wolą Jarosława Kaczyńskiego ten temat w ciągu jednego dnia może być zamknięty. Byłbym pierwszy, który by mu za to podziękował.
- Może to nie ofensywa PiS, ale wasze wewnętrzne problemy sprawiają, że ciągle jesteście nieokreśloną partią? Co chwila słychać o kolejnych buntach na pokładzie. Teraz posłuszeństwo wypowiedzieli dolnośląscy działacze. Grzegorz Schetyna się nie podoba?
- Jak w każdej tak licznej partii, są osoby, które mogą mieć swoje zdanie. W czasach, kiedy nie jest się partią rządzącą, pojawiają się różne głosy. Jeśli komuś jest nie po drodze z PO ze względów ideowych, to nie mogę takich osób ganić. Jeśli jednak komuś się nie podoba, że mamy takiego, a nie innego szefa lub chciałby częściej bywać w mediach, to znaczy, że nie zależy mu na sukcesie partii, ale wyłącznie na sukcesie osobistym.
- Jeśli wierzyć słowom Stefana Niesiołowskiego, to w PO trwa wycinka działaczy jak drzew w Puszczy Białowieskiej. Nie podoba mu się, że Grzegorz Schetyna skupia się na czystkach kadrowych. Nie za dużo pary idzie na personalne porachunki?
- Są takie głosy. Stefanowi Niesiołowskiemu nie podoba się to, że wreszcie wyczyszczono sytuację w jego okręgu wyborczym, czyli w Lubuskiem. Pamiętamy z kampanii wyborczej ówczesną przewodniczącą tego regionu, która, wycinając wieloletnich posłów PO z list wyborczych, twierdziła, że fachowcy są nam niepotrzebni, bo i tak będziemy w opozycji. Nie może być więc tak, że czyjeś prywatne interesy są ważniejsze niż wspólny interes partii. A powinni działać tak jak Tomasz Siemoniak, który stwierdził, że czasy są trudne i trzeba grać w drużynie.
- Swoją osobną drużynę tworzy chyba Michał Kamiński, który biesiadował ostatnio z grupą "antyschetynowców". Znając posła Kamińskiego, można podejrzewać, że nie skupiali się jedynie na piciu i jedzeniu. Nie grozi wam przypadkiem rozłam?
- Jeśli ktoś miałby być w PO na siłę, to ja nie będę go zatrzymywał. Wierzę, że jeśli mamy określone wartości w Platformie - a pokazaliśmy w dyskusjach na tematy ustrojowe czy gospodarcze, co nas łączy - to jeśli ktoś się w nich nie odnajduje, może powinien odejść. Na pewno jest kilka osób, które nie są zadowolone.
- Jest ich na tyle mało, żeby Grzegorz Schetyna utrzymał swoje przywództwo?
- Nie widzę, żeby coś jego przywództwu mogło zagrażać. Przypomnę, że nie minęły jeszcze trzy miesiące od wyboru Grzegorza Schetyny na przewodniczącego. Do tego Platforma jest partią pluralistyczną, gdzie każdy może się wypowiedzieć. Nie ma u nas prezesa, którego każdy musi posłusznie słuchać. Zdarzają się we władzach głosy odmienne, ale zawsze toczy się rzetelna dyskusja.
Zobacz także: Mariusz Błaszczak: Nie jesteśmy ksenofobami. Jesteśmy odpowiedzialni