"Super Express": - Prezes PiS Jarosław Kaczyński wystosował list do działaczy. Zarzucił w nim, że obrona senatora Stanisława Koguta była zawarciem realnej koalicji z Platformą Obywatelską. Będą daleko idące konsekwencje. Ostro?
Prof. Jarosław Flis: - Twierdzenie, że to akurat senatorowie Platformy Obywatelskiej bronili senatora Koguta przed aresztowaniem, jest dość oryginalne. Niby dlaczego mieliby to robić? Ciekawe też, skąd prezes PiS ma takie informacje, skoro głosowanie było tajne. Ja nie pamiętam dokładnych wyników tego głosowania, ale ta część listu prezesa jest dość zabawna.
- Zdecydowanie w obronie Stanisława Koguta publicznie wypowiadał się Jan Rulewski z PO, więc część senatorów tej partii mogła polityka PiS bronić. Jednak pytanie, czemu służy ten list, pozostaje...
- Bez wątpienia prezes musiał jakoś zareagować na działanie senatorów. Na pewno PiS jest podatny na problemy typowe dla partii władzy. Mieliśmy już sprawę córki leśniczego, którą wspierał minister Szyszko, teraz głosowanie w obronie Koguta. Jak widzimy, niezależnie od tego, jak bardzo prezes marzył o drużynie pierścienia, która będzie odporna na pokusy, każda grupa jest na nie podatna. I nie chodzi tu tylko o korupcję, ale też w znacznie większym stopniu o zatrudnianie swoich. Na pewno jest tak, że sprawa Koguta była spektakularna. Planowano pokazówkę pt. "nie mamy litości dla swoich". Okazało się, że jednak dla swoich senatorowie są litościwi. Więc prezes musiał zareagować. Pytanie, z jakim skutkiem.
- Jest też druga część listu. Prezes tłumaczy w nim rekonstrukcję rządu. I podkreśla niezwykle ważną, wybitną rolę prezydenta Andrzeja Dudy w zwycięstwie dobrej zmiany. Czy nie jest to pewien prztyczek w nos dla twardego elektoratu, który po rekonstrukcji na głowie państwa nie zostawił suchej nitki?
- Niewykluczone, choć jest też inna możliwość. Prezydent Andrzej Duda, wetując w lipcu ustawy o sądownictwie, dał wyraźny sygnał, że stawia się po tej bardziej liberalnej stronie zjednoczonej prawicy. I w tej sytuacji dla elektoratu centrowego jest dobry glina - prezydent Duda, i zły glina - prezes partii rządzącej Jarosław Kaczyński. Jak rozumiem, w elektoracie PiS, głównie tym twardym, jest na odwrót. Dobrym gliną jest prezes, a złym prezydent. Do twardego elektoratu ma iść przekaz, że prezes chciał pozostawić Macierewicza na stanowisku, ale ten zły glina Andrzej Duda się sprzeciwił, a prezydent jest w obozie Zjednoczonej Prawicy potrzebny, więc Jarosław Kaczyński musiał ustąpić. To jedna interpretacja. Druga jest z pozoru przeciwstawna, choć także prawdopodobna.
- To znaczy?
- Jarosław Kaczyński ma świadomość, że zrzucanie przez twardy elektorat winy na Andrzeja Dudę za odwołanie Macierewicza pogłębia podział w obozie rządzącym i może prowadzić do jego rozpadu. Już jesienią było widać, że prezes broni prezydenta przed twardym PiS-owskim ludem. Obecny list jest bez wątpienia uznaniem podmiotowości prezydenta. Choć - trzeba zaznaczyć - jest to podmiotowość mocno spacyfikowana. Prezydent został wciągnięty na pokład, jednak nie widać żadnych wątpliwości, tematów, w których ponownie mógłby sięgnąć po weto.
- PiS mocno przesuwa się w kierunku centrum. Czy jest możliwe powstanie czegoś mocnego na prawo od partii rządzącej?
- Wydaje się to mało prawdopodobne. Jednak prawda jest taka, że dopóki opozycja jest słaba i rozbita, nie ma tam tendencji zjednoczeniowych, będzie to prowadzić do rozprężenia w obozie władzy i w efekcie może dojść do jego podziału. Nic tak nie łączy jak mocny przeciwnik.
Zobacz: List Kaczyńskiego do członków PiS: Muszę tu przypomnieć elementarne założenia...