"Super Express": - Chyba nie było ministra zdrowia, który kilka dni po nominacji wzbudziłby tyle kontrowersji i protestów co prof. Marian Zembala?
Bolesław Piecha: - Ogromnie się dziwię. Oceniałem bowiem profesora jako człowieka rozsądnego, podchodzącego do polityki z dystansem. Okazało się, że się myliłem.
- Ale profesor to wybitny fachowiec, jeden z najlepszych polskich kardiochirurgów...
- Oczywiście - wybitny dorobek medyczny jest niepodważalny i bezdyskusyjny. Ale z rozsądkiem politycznym jest u profesora Zembali dużo gorzej.
- Mówi między innymi o tym, że protestujące pielęgniarki zwolniłby z pracy. A przed laty PO wspierała protesty i białe miasteczko.
- Bardzo mocno wspierała. Miały wówczas miejsce protesty personelu medycznego, w niektórych szpitalach odchodzono od łóżek pacjentów. Jakoś wtedy słów oburzenia ze strony profesora słychać nie było. A obecna premier, pani Ewa Kopacz, wówczas posłanka opozycji, gorąco zachęcała pielęgniarki do kontynuowania strajku.
- Przy całym szacunku dla dorobku profesora, milion złotych dochodu z państwowej kasy stanowi chyba ogromny kontrast do zarobku protestujących pielęgniarek?
- Ludzie o dorobku takim jak prof. Zembala mogą zarobić kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. To budzi ogromne kontrowersje w zestawieniu z wynagrodzeniami innych pracowników ochrony zdrowia. Kontrowersje tym większe, że dochody te pochodzą ze składek płaconych na Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Na światło dzienne wyszły "taśmy Zembali". Profesor proponował matce ciężko chorego chłopca wyjazd na leczenie za granicę. Mówił, że leczenie dziecka dla polskiego systemu zdrowia byłoby zbyt kosztowne.
- Ja sądzę, że właśnie ta sprawa najbardziej obciąża profesora. Minister zdrowia ma służyć pacjentom, a nie zachęcąć do leczenia zagranicznego. W Polsce operacje serca są wykonywane. Zlecanie dzieciom drogiego leczenia za granicą jest, delikatnie mówiąc, mało etyczne.