"Super Express": - Złoty pociąg z Wałbrzycha nie tylko rozbudza wyobraźnię, ale rodzi też roszczenia. Światowy Kongres Żydów, podobno także Niemcy i Rosjanie, już się zgłaszają po jego zawartość, choć nie wiadomo, co w nim jest. Pojawia się jednak pytanie - oddawać, nie oddawać?
Prof. Bogdan Musiał: - Z prawnego punktu widzenia sprawa jest jasna - zawartość pociągu należy wyłącznie do Skarbu Państwa. Tylko w sytuacji, kiedy można będzie ustalić właściciela konkretnych zrabowanych przedmiotów, powinno się je zwrócić. Potwierdził to zresztą generalny konserwator zabytków i uważam tę wykładnię za obowiązującą. A tak prawdę powiedziawszy, to nie bardzo wierzę, że jakieś skarby uda się tam znaleźć.
Zobacz także: Zobacz, jakie zmiany czekają nas podczas wyborów
- Jak to? Żadnego złota? Żadnych dzieł sztuki?
- Podobno o położeniu pociągu miał się na łożu śmierci wypowiedzieć człowiek, który brał udział w jego ukrywaniu. Jeśli rzeczywiście byłyby tam jakieś kosztowności, to już dawno by się tym zajął.
- Nie mogą być to zrabowane działa sztuki choćby ze Związku Radzieckiego?
- Jeśli już, to będą to raczej zrabowane działa sztuki ze zbiorów polskich. Sowieci pozostawiali Niemcom ogołoconą ziemię i żadnych skarbów z podbitych przez Hitlera ziem nie dałoby się wywozić.
- Mówi się o bursztynowej komnacie z Carskiego Sioła, której wszyscy szukają jak Świętego Graala.
- Nawet jeśli nie została ona zniszczona w czasie wojny, to na pewno nie jechała tamtą częścią Polski do Niemiec. Zakładam, że jeśli ten pociąg istnieje i jeśli coś w nim jest, to mogą być to raczej dokumenty III Rzeszy, które Niemcy wywozili z Europy Wschodniej, uciekając przed nawałą Armii Czerwonej. Dla mnie jako historyka byłoby to szczególnie ciekawe, bo wiele kluczowych dokumentów zaginęło w czasie wojny i dotarcie do nich byłoby niezwykle interesujące. Na razie jednak studziłbym emocje. Znajdą pociąg, zbadają jego zawartość i dopiero zobaczymy, czy cała ta historia nie jest jedynie owocem sezonu ogórkowego.