"Super Express": - Wbrew oczekiwaniom poniedziałkowy protest kobiet zebrał ogromne rzesze ludzi w wielu większych i mniejszych ośrodkach miejskich. Czemu akurat teraz aborcja doprowadziła do takiej mobilizacji społecznej?
Dr hab. Michał Bilewicz: - To w ogóle ciekawa sytuacja, że parlament zaczął procedować projekt ustawy, który wyraża wolę zdecydowanej mniejszości Polaków. Kiedy popatrzymy bowiem na badania opinii publicznej dotyczące postaw wobec aborcji, to tylko niewielka liczba obywateli domaga się zaostrzenia prawa aborcyjnego. Zadziałało tu chyba coś, co w psychologii nazywamy efektem Zeitgeist, efektem ducha czasu. Parlamentarzyści widzą, że co prawda mamy do czynienia z mniejszością, ale z roku na rok większą. Ale przegłosowanie czegoś, co uderza w interesy większości, wzbudziło bardzo duży protest.
- Nieraz jednak parlament głosował w interesie mniejszości. Czemu nagle teraz taki bunt?
- Nie jestem tym specjalnie zaskoczony, ponieważ nasze badania na temat postaw młodzieży, które prowadziliśmy jeszcze w latach 2014-2015, wskazywały, że polska młodzież skręca w prawo tak, jak się to nam wydawało.
- A nie skręca?
- Kiedy popatrzymy na te badania, to ich wyniki warto rozbić na chłopców i dziewczęta i wtedy popatrzyć na ich przekonania polityczne. Okazuje się bowiem, że polskie dziewczyny są dużo bardziej lewicowe nie tylko od swoich rówieśników, ale także od swoich rodziców. Mają światopogląd zdecydowanie bardziej egalitarny, opiekuńczy i nie podzielają tych wszystkich przekonań, które stoją za zaostrzeniem prawa aborcyjnego.
- Poszły więc wyrazić swoje poglądy?
- Kiedy teraz spróbowano uderzyć bardzo mocno w ich prawa, demonstracje ściągnęły rzesze młodych kobiet. To nowość, bo do tej pory nie były one aktorem politycznym. Młode kobiety nie były ani na demonstracjach nacjonalistycznych, bo te ściągały głównie ich rówieśników, ani na marszach KOD, bo tam przychodzi zupełnie inna grupa wiekowa. Ten nowy aktor poglądy, które wyraził w poniedziałek, miał już od dawna i od dawna nie czuł się reprezentowany w polskiej polityce. I dopiero teraz niektóre formacje, jak choćby partia Razem, próbują do tego aktora się odwołać.
- Wspomniane przez pana poglądy młodych kobiet kojarzą się raczej z mieszkankami wielkich ośrodków miejskich. Tu nagle się okazało, że także w małych miastach demonstracje przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego mogą zgromadzić ludzi.
- Często kojarzymy mniejsze ośrodki miejskie jako tożsame z prawicą. Statystycznie tak pewnie jest, ale prawica jest tam raczej bierna. Natomiast ten czynnik, który był w poniedziałek aktywny, to często ludzie wykształceni - nauczyciele, bibliotekarze, urzędnicy - i ich kod kulturowy jest bardzo podobny do wielkomiejskiego sposobu zachowania, wyrażania swoich emocji i interpretowania polityki. Stąd także w mniejszych miastach taka mobilizacja.
- Na ile, pana zdaniem, ten poniedziałkowy wyraz niezadowolenie będzie trwały, a na ile to jednorazowy wybuch społecznego gniewu?
- Wiele jest teraz w rękach samego PiS. Jeśli rządząca partia stworzy jakiś koncyliacyjny projekt ustawy aborcyjnej, który wprowadzi umiarkowane zakazy, niezmieniające drastycznie obecnej sytuacji, to może się okazać, że była to incydentalna mobilizacja. Natomiast jeśli PiS dalej będzie szedł w zaparte i realizował najbardziej radykalny postulat środowisk konserwatywnych, to będzie musiał mierzyć się z kolejną falą protestów.
Zobacz także: Janusz Korwin-Mikke: Marsze