"Super Express": - Czy prawdą jest, że został pan przewodniczącym Rady Instytutu Pamięci Narodowej?
Antoni Dudek: - Tak, to stanowisko rotacyjne, przewodniczący wybierany jest na okres jednego roku. Kadencja profesora Motyki dobiegła końca, teraz funkcja przypadła mnie.
- Jakie będą więc priorytety rady na następny rok?
- Rada jest ciałem, które zajmuje się tym, czym zajmuje się instytut. Nie będzie rewolucji. Będziemy zajmowali się tym, co dotąd. Czyli funkcjonowaniem wszystkich pionów instytutu: edukacyjno-naukowego, archiwalnego, lustracyjnego i śledczego, czyli Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu. Każdy z tych pionów ma swoje szczegółowe priorytety.
- Flagowym projektem jest chyba sprawa "Łączki" - ekshumacji i identyfikacji bohaterów podziemia antykomunistycznego mordowanych i chowanych w bezimiennych dołach. To faktycznie priorytet działań IPN?
- To jest bardzo ważny projekt, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że nie wynika on wprost z ustawy o IPN. To, że instytut się nim zajmuje, jest wolą prezesa Kamińskiego i rady. Aby poszukiwania były zgodne z prawem, muszą być prowadzone w ścisłej współpracy z pionem prokuratorskim. W ustawie nie zapisano bowiem poszukiwania grobów ofiar reżimu komunistycznego, ale prowadzenie śledztw i działalność edukacyjną.
- To w jaki sposób mają być prowadzone poszukiwania?
- Żebyśmy mogli kontynuować nie tylko sprawy "Łączki", ale i innych podobnych miejsc, muszą być wszczynane śledztwa prokuratorskie. Dlatego, że tylko w ramach takiego śledztwa może podjąć działania Wydział Poszukiwań. W końcu ubiegłego roku rada zaproponowała prezesowi, żeby rozszerzyć zakres działań Wydziału Poszukiwań naczelnika Szwagrzyka. Prezes wydał zarządzenie powołujące w każdym z oddziałów pracownika, lokalnego koordynatora, którego zadaniem jest poszukiwaniae na terenie danego oddziału miejsc bezimiennego pochówku pomordowanych. Ale prowadzone musi być to w porozumieniu z prokuratorami. To czasochłonne. Jednak poszukiwania miejsc pochówku będą kontynuowane.
- A czym podpadł profesor Krzysztof Szwagrzyk, skoro domagał się pan jego zwolnienia?
- Ja się nie domagałem zwolnienia profesora Krzysztofa Szwagrzyka. Sformułowałem natomiast bardzo krytyczną ocenę jego działań na forum rady instytutu. Profesor Szwagrzyk zaczął kwestionować różne działania podejmowane przez instytut w koordynacji z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym. Konkretnie chodzi o Bazę Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów.
- To zaskakujące, bo profesor Szwagrzyk jest kojarzony z odnalezieniem "Inki", "Łupaszki", "Zapory". Był laureatem wielu nagród.
- Ale zdaje sobie pan sprawę, że nie było to tylko dziełem Szwagrzyka, to praca wielu osób.
- Owszem, ale przy operacjach na otwartym sercu prowadzonych przez Zbigniewa Religę także mieliśmy pracę wielu osób. Ale na czele zespołu stała jedna...
- No tak, ale w przypadku działań na "Łączce" nie kieruje nimi jedna osoba. Profesor Szwagrzyk zajmuje się wykopaliskami. A inny zespół działał przy badaniach genetycznych. Pan profesor na genetyce się nie zna.
- To wróćmy do sprawy bazy ofiar totalitaryzmów. Co konkretnie zarzuca pan profesorowi, czemu chciał go pan ukarać?
- Nie chcę rozwijać kwestii moich zastrzeżeń, jak na razie, z tego, co wiem, pełni swoją funkcję, nie zostaje odwołany.