Jak mówił gazecie Mariusz Dzierżawski, jest zbudowany postawą wolontariuszy, którzy zbierali podpisy. Jak tłumaczył: - Ta akcja nie należała do łatwych ze względu na atmosferę, jaką niektóre media wytworzyły wokół naszej inicjatywy. Wolontariusze niemal na każdym kroku spotykali się z agresją. Najczęściej słowną - niektórym naszym wolontariuszkom życzono np., by zostały zgwałcone. Zdarzały się też próby pobicia, niszczenia sprzętu. Czasem interweniowała policja, ale zbierający nie dali się zastraszyć.
Dodał: - Wciąż liczymy podpisy, bo one nadal do nas spływają. Zbliżamy się już do pół miliona i myślę, że tę liczbę przekroczymy.
Złożony projekt zakłada m.in. likwidację trzech wyjątków, w których aborcja jest dozwolona (zagrożenie dla życia matki, ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu, ciąża będąca wynikiem przestępstwa). Na państwo oraz samorządy nakłada obowiązek zapewnienia opieki kobietom w ciąży, a także pomocy rodzinom, w których wychowywane są niepełnosprawne dzieci. Projekt przewiduje również karanie kobiet, które zdecydują się na aborcję, ale z możliwością odstąpienia od wykonania kary. Ta ostatnia kwestia wywołuje duże kontrowersje nawet wśród zwolenników zakazu aborcji (m.in. pomysł ten krytykują biskupi).
Po złożeniu podpisów marszałek Sejmu w ciągu trzech miesięcy musi wyznaczyć termin pierwszego czytania projektu. Tak więc pytaniem pozostaje, czy na jesieni PiS przychyli się do tego projektu i aborcja zostanie całkowicie zakazana.
Zobacz także: Projekt PiS o Trybunale Konstytucyjnym przepchnięty dalej o... 3:30 w nocy!