"Super Express": - Stwierdziła pani, że rozumie tych, którzy w Radomiu brutalnie pobili działacza KOD. Co tu jest do rozumienia?
Beata Mazurek: - Moje słowa zostały absolutnie źle zrozumiane. Powiedziałam, że rozumiem, że, jak uczono mnie w szkole, agresja i przemoc zawsze rodzą przemoc. Powiedziałam też, że tego, co stało się w Radomiu, nie popieram, ale rozumiem, dlaczego do takich sytuacji dochodzi. Nie mówiłam, że rozumiem tych, którzy to zrobili.
- Jednak, niezależnie od poglądów, agresji drugiej strony, bicie kogokolwiek, a już szczególnie bicie przez trzech ludzi jednej osoby, jest chyba niedopuszczalne?
- No i ja właśnie o tym powiedziałam! Wręcz apelowałam do osób publicznych, byśmy przeciwko takim sytuacjom wspólnie protestowali. Dziwię się, że pan mnie o to pyta. Dziwię się, że z taką krytyką nie spotkał się Bronisław Komorowski, który wręcz zachęcał do przemocy i walenia dechą, ani Radosław Sikorski, gdy mówił o dorżnięciu watahy. Jeszcze raz podkreślę, że do takich sytuacji nie powinno dochodzić. Ani w Radomiu, ani podczas miesięcznic smoleńskich. Na całe szczęście na miesięcznicach nasi zwolennicy zachowują spokój, rozsądek, nie dają się prowokować.
- Czy nie obawia się pani, że teraz, po sytuacji w Radomiu, dojdzie do nakręcania spirali agresji z obu stron?
- Proszę pana, spirala agresji przez opozycję totalną nakręcana jest od dnia, w którym wygraliśmy wybory. To jest przykre, ja się z tym nie zgadzam. Dlatego apelowałam o umiar i o to, by do takich sytuacji nie dochodziło. Absolutnie nie zgadzam się też z tym, by rozumienie tego, że agresja rodzi agresję było traktowane jako tej agresji popieranie bądź rozumienie motywów sprawców.