"Super Express": - Rozmawiałem z protestującymi lekarzami, z ich starszymi kolegami. Pytałem o pańskie poparcie tego protestu. I powiedzieli, że przychodzi im na myśl słowo: hipokryta. Był pan ministrem z Platformy przez ponad trzy lata i podobno "nie zrobił dla nich niczego".
Bartosz Arłukowicz: - To nieprawda. W 2006 r. rezydenci mieli do dyspozycji 1200 miejsc rezydenckich. Ja zostawiłem resort zdrowia z 7 tys. miejsc rezydenckich. I zwiększoną na to pulą finansową.
- I z zarobkami grubo poniżej 3 tys. zł na rękę.
- Pula pieniędzy została podzielona na nowe miejsca. Chciałem, by młodzi lekarze mieli możliwość pełnego, błyskawicznego zawodowego kształcenia. W 2009 r. podnieśliśmy rezydentom pensje z 2400 na 3200, 3600 i 3900 zł.
- Brutto, czyli na rękę poniżej 3 tys. zł. I nie "podnieśliśmy", bo pan był jeszcze wtedy na lewicy.
- Mówię o kwotach brutto. Z 2400 brutto na 3200-3900 brutto. I mówiąc "podnieśliśmy", mam na myśli rządy PO-PSL. To skutkowało przeciętnym podniesieniem pensji dla każdego rezydenta o 500 zł i kilkukrotnym zwiększeniem liczby rezydentów. Więc to nie jest "nic".
- Czyli za pańskich rządów w roli ministra zamroził pan pensje rezydentów.
- Za moich czasów zmieniliśmy programy kształcenia, skróciliśmy czas specjalizacji, wprowadziłem specjalizacje modułowe. Chodzi o to, żeby zwiększyć liczbę lekarzy ze specjalizacją, co będzie skutkowało poprawą bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków. I wszystko to udało się w czasie wielkiego kryzysu gospodarczego!
- Zaraz, zaraz, jakiego kryzysu?! Nie pamięta pan słów Tuska o "uratowaniu nas przez PO przed kryzysem" i "przejściu przez kryzys suchą stopą"?
(śmiech).
- Kłamał?
- Kryzys był, ale sprawne zarządzanie finansami państwa nawet w kryzysie pozwoliło zwiększyć pensje rezydentom i znacząco zwiększyć ich liczbę. A teraz, kiedy minister Morawiecki mówi o tych wszystkich miliardach płynących do budżetu państwa, pojawia się pytanie, dlaczego z tych miliardów nie podwyższyć pensji lekarzy rezydentów choćby do średniej krajowej?
- OK. Popieram protest lekarzy rezydentów i też uważam, że skoro jest sukces, to trzeba się nim podzielić...
- I proszę zwrócić uwagę, że ja apeluję o racjonalne podniesienie środków na lekarzy. Nie znajdzie pan w moich wypowiedziach żądania takiego, jakie zgłaszał minister Radziwiłł, kiedy był w opozycji, żeby z miejsca podnieść ich pensje do dwóch średnich krajowych! Rząd musi jednak rozwiązywać problemy, a nie działać dopiero wtedy, kiedy media podniosą alarm. 16 dni zajęła PiS reakcja na protest pielęgniarek. Osiem dni na protest głodowy lekarzy!
- PO podniosła w 2009 r. pensje rezydentów do poziomu 108-118 proc. średniej krajowej.
- Tak.
- Po siedmiu latach rządów Platformy i trzech latach pańskich rządów lekarze rezydenci zarabiali zaledwie 80-84 proc. średniej krajowej.
- A ile zarabiają dziś?
- Jeszcze mniej. Stwierdzenie "za moich czasów mieli źle, ale teraz mają jeszcze gorzej" można uznać za podsumowanie trzech lat sukcesów pańskiego ministrowania?
- Powtórzę: ja miałem wybór: podwyższać pensje lub zwiększyć liczbę lekarzy rezydentów. Podjąłem decyzję, że skoro podniesiono pensje w 2009, to zwiększyłem liczbę rezydentur.
- Pozostawiając im niskie pensje.
- Pozostawiając im pensje podniesione w 2009 r.
- I zamrożone na siedem lat.
- Tak. Dokonałem wyboru i zwiększyłem liczbę miejsc rezydenckich do 7 tys.
- W kraju "bezprzykładnego sukcesu, którego zazdrościł Polsce cały świat"? Wie pan, że zamrożenie pensji na siedem lat w kraju sukcesu brzmi słabo?
- Może i brzmi, ale wzrost liczby rezydentur z 1000 do 7 tys. też brzmi dla pana słabo?
- Nie brzmi słabo. Zastanawiam się jednak.
- Wymieniłem to, co robiłem jako minister. I pytam, co robi minister Radziwiłł?! Cały swój czas poświęca na walkę z in vitro, na walkę z tabletką "dzień po". Dwa lata rządzi PiS i chciałbym się dowiedzieć, czy robi cokolwiek?!
- In vitro i tabletką "dzień po" pan też się zajmował, tylko w drugą stronę. Też ideologicznie?
- Mówiłem już, co robiłem dla lekarzy rezydentów, mogę powtórzyć trzeci raz.
- Nie trzeba, utrwaliło mi się. Pytanie, czy zwiększeniem liczby miejsc dla lekarzy rezydentów przy jednoczesnym zamrożeniu im pensji nie przyczynił się pan do poprawy sytuacji służby zdrowia, ale w Wielkiej Brytanii lub Niemczech? Oni może będą panu wdzięczni, bo 1/3 kształconych u nas lekarzy emigruje.
- Trudno mi się odnieść do tezy, że kształciłem lekarzy po to, żeby poprawić sytuację służby zdrowia w Niemczech.
- Nie mówię, że po to. Mówię o skutkach rządów.
- To jest pańska interpretacja.
- Zapytam o interpretację jeszcze jednej rzeczy. Przez prawie cztery lata był pan ministrem zdrowia z PO. I odmawiał rozmowy z "Super Expressem". Kiedy przeszedł pan do opozycji, zrobił się rozmowny. Dlaczego?
- Myślałem, że pana cieszy, że z panem rozmawiam!
- Bardzo cieszy i żałuję, że nie mogliśmy rozciągnąć tej radości na lata pańskich rządów w ministerstwie!
- Z całą sympatią, ale półżartem obiecuję, że nie będę zapisywał pańskiego numeru po to, żeby go nie odbierać. Mówiąc poważniej, człowiek, będąc ministrem, jest naprawdę bardziej zajęty niż kiedy tej funkcji nie pełni.
- Bite cztery lata? Obraził się pan za krytykę? Krytykujemy wszystkich ministrów, a oni nie boją się rozmawiać.
-Jak widzę, krytykujecie w dalszym ciągu mnie! (śmiech)
- Powiedzmy, że nadrabiam stracone cztery lata.
- Ja się nigdy na nikogo nie obrażam, naprawdę musiałem być zajęty.
Zobacz: Protest lekarzy. Zobacz, czy faktycznie tak mało zarabiają? [GALERIA]
Sprawdź: Protest lekarzy. GŁODUJĄCA rezydentka ZASŁABŁA na komisji zdrowia
Dowiedz się: Protest lekarzy. Minister zdrowia spotka się z rezydentami