W grudniu 2015 r., czyli zaledwie miesiąc po objęciu urzędu, Macierewicz wydał decyzję o zabezpieczaniu przez Żandarmerię Wojskową potrzeb transportowych szefa gabinetu politycznego, czyli Misiewicza. Ten już od stycznia 2016 r. zaczął śmiało korzystać z samochodu. W sumie przez rok służbową limuzyną zrobił 95 tys. km, co kosztowało niemal 60 tys. zł! Na paliwo do wozu Misiewicza z budżetu poszło miesięcznie średnio prawie 5 tys. zł! Zwykły Polak tankujący swoje auto miesięcznie przeciętnie za 300 zł mógłby tylko o tym pomarzyć...
Najwięcej były pupil Macierewicza wydał na przejazdy w styczniu tego roku, bo ponad 7 tys. zł. Wówczas między innymi udał się na słynną dyskotekę w Białymstoku, pod którą miał podjechać właśnie bajeranckim BMW. Po tym jego kariera się załamała, a on sam poszedł na urlop. A inne koszty eksploatacji samochodu? MON twierdzi, że paliwo było jedynym wydatkiem. - Umowa zakupu pojazdów obejmowała wszelkie przeglądy, serwisy oraz naprawy bieżące. Taka sama sytuacja ma miejsce, jeżeli chodzi o amortyzację pojazdu, ponieważ zużywane części wymieniane są na bieżąco bez ponoszenia dodatkowych kosztów przez Żandarmerię Wojskową - tłumaczył wiceminister Bartosz Kownacki (38 l.) w odpowiedzi na zapytanie poselskie, na którą Krzysztof Truskolaski (27 l.) z Nowoczesnej czekał aż cztery miesiące...
Zobacz: Misiewicz dostał specjalny MEDAL? MON wyjaśnia, Misiewicz KOMENTUJE
Sprawdź: Misiewicz na wakacjach! Były rzecznik MON pokazał ZDJĘCIE z urlopu
Czytaj: Nie zabiorą Misiewiczowi medalu