Sławomir Jastrzębowski: Bankierzy i cinkciarze

2011-03-26 7:00

W Anglii grzecznościowo rozmawia się o pogodzie, a w Polsce o bankach. O ile ludzie w Londynie nieznający się nawzajem wchodząc na temat mgły i deszczu są pewni, że nawiążą nić porozumienia, o tyle u nas rozmowy o pogodzie są wyrazem infantylizmu. Emocje pozwalające znaleźć przyjaciół tkwią w regulaminach banku.

W towarzystwie wystarczy zaledwie bąknąć, że bank nas złupił, żeby dowiedzieć się, że jesteśmy szczęściarzami, że naszych bliźnich to dopiero złupił. Proszę sobie wyobrazić, że jest w Polsce bank (ja wiem o jednym, a może jest więcej), który może odmówić klientowi założenia rachunku i nie musi podawać przyczyn.

Przeczytaj koniecznie: Jasnowidz Krzysztof Jackowski przepowiada: Polska zostanie bankrutem, atak na Libię początkiem III wojny światowej?

Mogą więc odmówić garbatemu, bo ma garb, łysemu, bo ma glacę, gejowi, bo przyszedł bez żony, i Murzynowi, bo nie jest albinosem. Poza tym Internet trzęsie się od autentycznych historii Polaków z bankami: a to panu zniknęło konto całkowicie i nie wiadomo dlaczego, a to innemu przesłali jakąś gigantyczną kwotę do zapłacenia za obsługę rachunku, na którym nic nie było i o którym klient nie pamiętał lata całe, a to bank zaproponował klientowi umieszczenie oszczędności życia w akcjach, które zaraz straciły na wartości...

Dziś "Super Express" opisuje pomysł PSL na zlikwidowanie dużych różnic w cenie kupna i sprzedaży waluty dla tych, którzy spłacają kredyty nie w złotówkach. Bo teraz jest tak, że ja spłacając kredyt, co miesiąc muszę kupić od banku walutę po bardzo wygórowanej cenie. Bank robi za klasycznego cinkciarza i dobrze na tym wychodzi. A cinkciarzy to ja pamiętam z młodości. Grube złote łańcuchy, błysk cwaniactwa w oku i jeszcze jedna cecha: ci panowie nie dawali sobie odebrać pieniążków...