"Super Express": - Jak pan ocenia pierwsze propozycje dotyczące frankowiczów po spotkaniu szefa Komisji Nadzoru Finansowego, ministra finansów, szefa NBP i przedstawicieli banków?
Marek Zuber: - Jedyną realną propozycją do rozważenia jest ta ze strony KNF. Mówi o tym, że przy ewentualnym przewalutowaniu kredytów frankowych na złote po kursie z dnia podpisania umowy bankom trzeba by zapłacić zysk, który do tej pory mieli kredytobiorcy wynikający z różnicy między kredytem we frankach a kredytem w złotych. Oprócz tego efektów tego spotkania nie było. Nikt banków do niczego nie zmuszał.
- A do czego powinno się banki zmusić?
- Do tego, żeby uwzględniały ujemne stopy procentowe we franku. Absolutnie trzeba kwestionować zapisy w umowach, że jeżeli LIBOR jest ujemny, to bierzemy pod uwagę zero. To nieuczciwe zapisy, a mają duży wpływ na wysokość raty miesięcznej. I to jest głównie rola KNF. I sprawa jeszcze ważniejsza - trzeba naciskać na banki, żeby przy przekroczeniu wartości kredytu w porównaniu do ceny mieszkania nie żądały dodatkowych zabezpieczeń kredytu.
- Pańskim zdaniem państwo, odstępując od jednych żądań wobec banków, może wymusić to ujemne oprocentowanie i brak dodatkowych zabezpieczeń?
- Nie stawiałbym tego w kategorii "w zamian za". Banki po prostu mają to zrobić i koniec.
- Bankowcy już na wstępie odpowiadają, że definicja kredytu jest taka, że jest to kredyt plus odsetki, a nie jakieś ujemne...
- Komisja Nadzoru Finansowego ma wiele narzędzi wpływania na banki. I jeżeli się nie dostosują, to KNF może być tak "upierdliwa" i skutecznie przeszkadzać w prowadzeniu działalności, że lepiej się dostosować niż tego nie robić. I jeżeli nie KNF, to powinno się stworzyć ustawę w sprawie ujemnych stóp oraz braku dodatkowych zabezpieczeń i narzucić to prawnie, choć od działań ustawowych byłbym daleki. Banki są instytucjami zaufania publicznego i nie powinno się tego nadużywać.
- Z tymi dodatkowymi zabezpieczeniami kredytu... Bankom bardziej opłaca się chyba mieć kredytobiorcę na wiele lat niż go szybko licytować?
- Logicznie koszty związane z operacjami wypowiedzenia umów kredytowych zbyt dużej grupie ludzi i licytacje w związku z dodatkowym zabezpieczeniem będą moim zdaniem zbyt wysokie i nie powinny się na to decydować. KNF albo ustawa powinny jednak to egzekwować, jeżeli mieliby mieć inne zdanie.
- Pańskim zdaniem politycy ograniczą się do tych dwóch kwestii?
- Powinni być raczej ostrożni w sprawie pomocy dla osób z kredytami we frankach. Co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wiemy, ile będzie kosztował frank za pół roku. To może być 5 zł, ale może być też 3,6 zł. I co w takiej sytuacji zrobić? Co jeżeli za rok - dwa kurs spadnie od 3,3 zł? Komu i co wtedy oddawać? Jaki poziom uznać za wyjściowy? I sprawa druga - etyczna. Ci, którzy wzięli kredyty we frankach, przez lata mieli znacznie niższe miesięczne raty niż ci w złotych.
- Ta różnica bywała niemal dwukrotna.
- To prawda, nawet 40 proc.! Wielokrotnie byłem świadkiem słów o "frajerach, którzy płacą dwa razy więcej". Czy pomagając frankowiczom, nie powinniśmy oddać części pieniędzy nadpłacanych przez tych z kredytami w złotych? Decydując się na pomoc, można zapytać, czy nie upomną się o pomoc gracze giełdowi, którzy stracili na kryzysie kilka lat temu? Taka pomoc niosłaby, jak widzimy, wiele konsekwencji.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Minister finansów rozmawiał z bankowcami. Raty kredytów we frankach BĘDĄ NIŻSZE!