- "Super Express": - Zgodnie z zapowiedziami Jarosława Kaczyńskiego, na pełną wersję końcowego raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej trzeba będzie poczekać przynajmniej rok. A co, jeśli za rok znowu usłyszymy, że rząd potrzebuje kolejnych lat?
- Tomasz Sakiewicz: - Raport częściowy pojawi się wcześniej. Będzie zawierał techniczny zapis katastrofy. Tego tupu tragedie badane są latami. W sprawie smoleńskiej jest wiele wątków.
- Owszem. Nie wydaje się jednak panu, że upłynęło już tyle czasu, że warto byłoby pokazać w końcu efekt pracy zespołu Macierewicza?
- To było oczywiste, że każdy, kto będzie prowadził uczciwie to śledztwo, będzie skazany na krytykę. Smoleńsk stał się zmasowanym atakiem wojny informacyjnej ze strony Rosji. Europa, jak i cały świat nie były przygotowane na tak silne i zdecydowane działania Rosji. W ludziach zasiano mnóstwo wątpliwości. Łomot, który dostaje Antoni Macierewicz, jest efektem tego, co działo się w kwietniu 2010 r. Trzeba uważnie zbadać każdy aspekt tej tragedii, bo może dojść do powtórki. Znając Putina, podobnych historii może wydarzyć się więcej. Musimy temu zapobiec.
- Jakie będą skutki raportu?
- Skutki na pewno będą bardzo nieprzyjemne. Niektórzy chcą je przykryć, stosując nieprzychylną retorykę. Najbardziej powinni obawiać się ci, którzy w tamtym czasie tuszowali śledztwo i robili wszystko, aby je utrudnić.
- Teza o zamachu była wielokrotnie negowana. Zasadnie?
- Nigdy tak naprawdę nie zbadano, czy doszło do zamachu. Rosjanie wykluczyli tę tezę, a polska uznała w ślad za nimi, iż mają rację. Myjąc samolot, utrudniono nam zbadanie wraku. To była celowa praca rosyjskich organów. Podjęto decyzję, że zamachu ma nie być, i trzymano się tej tezy. Przeforsowano ją, a dziś trzeba to odkręcać.
Zobacz: Ostatnia miesięcznica smoleńska. Kaczyński ujawnia, co z końcowym raportem Macierewicza