Awantura wokół lotu rządowego samolotu. Mogło skończyć się jak w Smoleńsku

2016-12-05 15:27

Jak widać, nie potrafimy uczyć się na błędach. Katastrofa w Smoleńsku w 2010 roku pokazała, że procedury związane z transportem najważniejszych osó w kraju, delikatnie mówiąc, szwankują. Po 6 latach od tych tragicznych wydarzeń, rozpętałą się burza, bo na pokłądzie samolotu rządowego wracającego z Wielkiej Brytanii do Polski, upchano za dużo osób. Część miała lecieć na stojąco...

Po straszliwej katastrofie w Smoleńsku, transport najważniejszych osób w kraju jest nadal w wątpliwej kondycji. W prezydenckiej limuzynie pęka opona, co doprowadza niemal do wypadku drogowego, a w rządowym embraerze z Andrzejem Dudą na pokładzie dochodzi do awarii systemu komputerowego. Tym razem z kolei, doszło do kuriozalnej sytuacji na lotnisku w podlondyńskim Luton.

Rządowa delegacja z Beatą Szydło na czele wraz z grupą dziennikarzy polecieli z wizytą do brytyjskiej stolicy. Wszystko odbywało się zgodnie z planem aż do powrotu rządowym embraerem. Wyjścia były dwa. Dziennikarze mieli wracać wojskową casą, którą wcześniej przylecieli do Londynu, bądź samolotem embraer 175. Pierwsza opcja zakładała 4-godzinny lot, a druga 2.5-godzinny. Reporterzy wybrali więc rządowy samolot. Kiedy już wygodnie rozsiedli się na swoich miejscach, samolot zaczął zapełniać się politykami. Okazało się jednak, że dla kilku osób zabrakło miejsc i muszę lecieć na stojąco... Samolot staje się źle wyważony zwłaszcza, że większość siedzi na końcu maszyny. Kłótnia o to, kto ma wysiąść, trwała dość długo. Nawet stewardessy nie potrafiły rozstrzygnąć sporu. W końcu pilot wyszedł z kabiny i stanowczo stwierdził, że w tej sytuacji samolot nie wystartuje. Po kilkudziesięciu minutach z samolotu wychodzi kilku ochotników, a samolot startuje z godzinnym opóźnieniem. Trzeba przyznać, że ta dziecinada mogła skończyć się tragicznie gdyby nie przytomne myślenie pilota.

- Pani premier, czterdziestomilionowy naród nie zasługuje na to, by jego liderzy podróżowali w takich warunkach. Sam do dziś nie przepracowałem traumy z 10 kwietnia. Jednego jednak jestem pewien: po raz drugi nie byłbym w stanie wyjaśnić swoim synom, dlaczego przez Warszawę (…) suną dziesiątki trumien zawinięte w biało-czerwone flagi” – podsumowuje Parafianowicz.

Do publikacji gazety odniósł się Rafał Bochenek, rzecznik rządu PiS: „Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą instrukcją HEAD” – napisał na Twitterze.

Zobacz: KONFLIKT w rządzie o program Mieszkanie Plus