Antoni Dudek

i

Autor: Artur Barbarowski

Antoni Dudek: Polsce nie grożą żadne realne sankcje

2016-01-11 3:00

"Super Express": - Czy Polsce realnie grożą sankcje ze strony Unii Europejskiej? Antoni Dudek: - Nie. Moim zdaniem to pierwsza próba wywarcia pewnej presji na polskim rządzie. Chodzi tu przede wszystkim o wymuszenie szukania kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Natomiast to można porównać z sytuacją na Węgrzech...

"Super Express": - Czy Polsce realnie grożą sankcje ze strony Unii Europejskiej?

Antoni Dudek: - Nie. Moim zdaniem to pierwsza próba wywarcia pewnej presji na polskim rządzie. Chodzi tu przede wszystkim o wymuszenie szukania kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Natomiast to można porównać z sytuacją na Węgrzech. Gdzie unijne instytucje na temat Węgier dyskutują od dłuższego czasu, jakoś nie słyszano, by Węgrom odebrano na przykład unijne środki. Sankcji wobec Polski nie należy się spodziewać także dlatego, że wszelkie decyzje w Radzie Europejskiej zapadają jednogłośnie, a choćby z uwagi na odrębny głos Węgier takiej jednomyślności nie będzie.

- Ale skąd w ogóle te głosy o zagrożeniu dla demokracji?

- To, co u nas urosło do rangi zagrożenia dla demokracji, na Zachodzie odbierane jest dużo spokojniej. Ostre spory wokół sądów konstytucyjnych zdarzały się już w innych krajach, teraz podobny toczy się we Włoszech. Dołączyliśmy jedynie do grona państw, które mają tego typu problem. Oczywiście - to poważna sprawa, której nie należy lekceważyć, jednak histeria pewnych środowisk jest mocno przesadzona. Na pewno nie jest to koniec demokracji, który wieszczą co poniektórzy.

- A czy to, że ta dyskusja przechodzi na forum Unii Europejskiej, może skutkować tym, że Polacy zaczną tracić zaufanie do Unii jako takiej?

- Obawiam się, że tego typu efekt musi nastąpić. Jeżeli przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz będzie dalej formułował oskarżenia o to, że w Polsce jest zamach stanu, to część polskiego społeczeństwa przyjmie to fatalnie. Szczególnie gdy oskarżenia takie padają z ust polityka niemieckiego. To tak, jakby poważni politycy w Polsce mówili, że w Niemczech kończy się demokracja, bo wpuszczono tam milion imigrantów. Politycy w Unii Europejskiej powinni się dwa razy zastanowić, zanim rzucą oskarżenie w kierunku Polski. Natomiast nie mam złudzeń, że będą to dalej robili, ponieważ formacją, z którą sympatyzują, jest Platforma Obywatelska, nie Prawo i Sprawiedliwość.

- W przypadku Schulza dochodzi też chyba trauma po klęsce wyborczej lewicy?

- Tak, zauważmy, że po październikowych wyborach Martin Schulz nie ma w Polsce politycznego partnera. Platforma Obywatelska należy do grupy chadeckiej w Parlamencie Europejskim, a dotychczasowi partnerzy Schulza, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej, w ogóle nie znaleźli się w Sejmie. Być może dla Schulza to przejaw końca demokracji. Jednak przypomnę, że w latach 1993- -1997 w Sejmie, który przegłosował konstytucję, praktycznie nie było prawicy, nie licząc małych grupek posłów KPN i BBWR. Teraz bez reprezentacji w Sejmie pozostaje ok. 16 proc. wyborców, licząc ludzi głosujących na Zjednoczoną Lewicę, Razem i partię Korwin. W 1993 roku swojej reprezentacji nie miało 35 proc. Polaków. I nikt o zagrożeniu dla demokracji nie mówił. Owszem, sprawę Trybunału można było rozwiązać inaczej. Bardziej rozłożyć tę reformę w czasie. Jednak mówienie o zamachu na demokrację to gruba przesada.

ZOBACZ: Sławomir Jastrzębowski: Przypowieść o niemądrym psychologu, czyli trzeba ich zmienić