Tusk chce odebrać elektorat Konfederacji
„Super Express”: - Całą zeszłą kadencję wielu publicystów i polityków liberalnej strony wpychało Lewicę w koalicję z PiS. Dokonało się to chyba w 2024 r., bo słuchając ostatnich wypowiedzi premiera Tuska nt. migracji PO pachnie dziś PiS-bis. Zaskoczenie?
Anna Maria Żukowska: - Jeżeli chodzi o politykę migracyjną, to pomysły ws. zawieszenia prawa do azylu, które budzi tyle emocji, to bardzo niewielki jej wycinek. Większość polityki migracyjnej nie dotyczy uchodźców, tylko właśnie migrantów, czyli osób, które chcą się u nas osiedlać i pracować. Jeśli chodzi zaś o retorykę, to już w kampanii wyborczej pobrzmiewały nuty zbliżające wypowiedzi polityków PO nt. migrantów do polityków PiS.
- Uważa pani tę retorykę za cyniczną grę polityczną czy Donald Tusk przeszedł metamorfozę w stronę radykalnej prawicy? Niektórzy mówią wręcz, że od lat tak mówi.
- Nie znam Donalda Tuska na tyle dobrze, bym mogła powiedzieć, jakie poglądy w swoim sercu nosił wiele lat temu. Sądzę natomiast, że ten sposób jego argumentacji jest próbą odebrania jakiejś części elektoratu o rysach nacjonalistycznych, która głosuje choćby na Konfederację.
- Wróży pani sukces tym umizgom?
- Nie za bardzo. To tak naprawdę wprowadzanie przekazu Konfederacji do mainstreamowej polityki i wcale nie powoduje przepływu tych osób do PO. Wzmacnia raczej przekaz prawicy poprzez pokazanie, że on nie jest wcale taki radykalny, skoro nawet premier tak mówi. Bardziej wiarygodna jest w tym mimo wszystko Konfederacja, która ten twardy kurs, nie raz ocierający się o jakieś insynuacje o charakterze rasistowskim, stosuje od dawna.
- Donaldzie Tusku, nie idź tą drogą?
- Nie mam żadnego apelu do pana premiera. To są jego decyzje, i nie mi do niego apelować. Po prostu wróżę temu skutki odwrotne od zamierzonych.
Lista naszych osiągnięć jest nie najgorsza. Chcemy zrobić więcej
- Koalicja świętuje rocznicę wygranych wyborów parlamentarnych. Każdy jej partia chwali się sukcesami, ale czy rzeczywiście to był rok dobrej zmiany?
- Jeżeli chodzi o Lewicę, to uważam, że pokazaliśmy naszą skuteczność i mamy swoje osiągnięcia. Wiem, że zawsze można oczekiwać, żeby było więcej i jeszcze lepiej. Natomiast takie rzeczy jak uchwalenie renty wdowiej, podwyżki dla budżetówki, in vitro, zmiana prawnej definicji gwałtu, tysiąc złotych wsparcia dla opiekunów osób z niepełnosprawnościami, odblokowanie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, który nawiasem mówiąc został uchwalony tylko dzięki Lewicy – to wszystko jest lista, jak sądzę, nie najgorsza jak na pierwszy rok.
- Patrzę na sondaż dla „Super Expressu”, w którym zapytaliśmy wyborców koalicji, czy zagłosowaliby na was ponownie. Okazuje się 17 proc. waszych wyborców z zeszłego roku mówi, że nie. Ludzie najwyraźniej zaczynają wątpić w to, co robicie.
- Cóż, nie ma rzeczy, które były bardzo mocno oczekiwane i promowane w kampanii wyborczej, nie tylko naszej, ale także PO. Chodzi choćby o liberalizację prawa do przerywania ciąży. Polkom złożono duże obietnice w tej sprawie, a nie zmieniło się przez rok kompletnie nic.
- Te 17 proc. to ludzie wami zawiedzeni?
- Myślę, że to jest odpływ tych, którzy przypłynęli być może pierwszy i ostatni raz i mieli duże oczekiwania związane ze zmianą władzy. Jak sądzę, te osoby mogą się czuć rozczarowane, bo nie mają poczucia, że ten głos tak naprawdę coś zmienił.
Rachunek za niespełnione obietnice może pojawić się już w wyborach prezydenckich
- Ten odpływ wyborców niepokoi was w koalicji? Jest strach, że za trzy lata możecie zapłacić bardzo wysoką cenę za te zawiedzione nadzieje?
- Ten rachunek wystawiony za niespełnione obietnice może pojawić już w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. To poważny problem, bo tylko zmiana w Pałacu Prezydenckim da możliwość realnego rządzenia.
- Rozumiem, że rozczarowany elektorat może dać PiS szansę, by w wyborach prezydenckich się odbudować?
- PiS na pewno będzie chciał się odbudować, tak jak każda opozycyjna partia, ale to naprawdę istotne. To kwestia tego, czy po prostu do końca kadencji będzie można przeprowadzić zmiany, które się Polkom i Polakom obiecało.
Żałowałabym odejścia Razem z koalicji Lewicy
- Zapytam jeszcze o relacje z Partią Razem. Adrian Zandberg zapowiada zgłoszenie poprawek do bardzo złego, jego zdaniem, budżetu i mówi, że jeżeli nie zostaną przyjęte, to on i część jego posłów nie będzie za nim głosować. A Nowa Lewica ma uzależniać dalsze trwanie w jednym klubie z Razem właśnie od poparcia budżetu. Lewicowa koalicja wisi na włosku?
- Budżet będzie głosowany dopiero w grudniu, a Partia Razem podejmuje decyzję co do swojej przyszłości w następny weekend, kiedy ma swój kongres. To wtedy z jej strony będą zapadać jakieś decyzje, które będą wynikiem referendum wewnątrzpartyjnego. To będą więc w pierwszej kolejności decyzje Razem. A co będzie z budżetem, to będzie później.
- Żałowałaby pani, gdyby Partia Razem opuściła klub parlamentarny Lewicy i zakończyła waszą koalicję? Czy jednak ulga?
- Zdecydowanie żałowałabym, gdyby tak się stało. To są bowiem bardzo pracowici i naprawdę bardzo dobrzy posłowie i posłanki. Ich ewentualne odejście niewątpliwie byłoby ogromną stratą dla klubu, więc nie chciałabym, żeby tak się stało. Czekamy więc na tę decyzję. Szanujemy podmiotowość Partii Razem i to oni muszą się określić. I wtedy my też się będziemy określali w zależności od tego, jakie zapadną decyzje u nich.
Rozmawiał: Tomasz Walczak