Anna Maria Anders

i

Autor: Eastnews

Anna Maria Anders: Mnie też długo straszyli PiSem

2015-10-10 4:00

"Super Express": - Jeździ pani konno? Anna Maria Anders: - Jeździłam jako dziecko. - W kampanii robi się różne dziwne rzeczy. Może kandydując z Warszawy, przejedzie pani symbolicznie na białym koniu przez miasto? Ewa Kopacz wjeżdżała koleją... - (śmiech) Wiele osób w moim okręgu, kiedy chodzę z ulotkami, mówiło mi o tym Andersie wracającym na białym koniu. Jeszcze by brakowało, żebym z niego spadła. Nie dość, że trochę pretensjonalne, to jeszcze byłby wstyd!

- Dorastała pani jako córka żywej legendy - czy ta świadomość pojawiła się później?

- Raczej od razu. W domu to był dla mnie tatuś, ale kiedy zaczęłam chodzić z rodzicami na spotkania, ojciec w mundurze, kiedy wchodził na salę, wszyscy wstawali. Miałam poczucie, że jest kimś innym niż reszta. To było jednak w towarzystwie Polaków. Gdzie indziej nie był rozpoznawany, mógł spokojnie iść ze mną na spacer czy do cyrku.

- Polakom w Wielkiej Brytanii nie było z górki. Jak to wyglądało w rodzinie Andersów?

- Sytuacja ojca była nieco lepsza, bo ojciec dostawał jakąś pensję i nie musiał zmywać naczyń, tak jak wielu innych Polaków. Nie było to jednak bogactwo. Inni, jak np. generałowie Maczek czy Kopański, nie mieli jednak nawet tego i im było niezwykle trudno. Chodziłam do normalnej szkoły. Pierwszym moim językiem był polski i pamiętam, że kiedy poszłam do szkoły, to nie umiałam nawet zapytać o toaletę. Anglia nie była jednak wtedy wcale taka przyjazna dla Polaków.

- To znaczy?

- Pozwolono Polakom tam zostać, ale wcale nikt nas tam nie chciał, szybko zapomniano nasz wkład w II wojnę światową. Zabroniono udziału w defiladzie zwycięstwa. Moja mama do końca życia nienawidziła Churchilla, uważając, że to on sprzedał Polskę Sowietom. Ojciec miał pierwszy zawał serca po Jałcie, to był dla niego szok. Więcej rozmawiałam o tym z mamą, ojciec zmarł, kiedy szłam na studia.

- Czym się pani zajmowała w życiu?

- Skończyłam filologię hiszpańską i francuską, pracowałam w Paryżu dla UNESCO, a później w koncernach naftowych na całym świecie. Muszę przyznać, że miałam ciekawe, zróżnicowane życie. Od 20 lat mieszkam w USA, choć coraz częściej bywam w Polsce.

- Pani pierwszy przyjazd do Polski?

- W 1991 roku z mamą i mężem. Dla mamy to było olbrzymie przeżycie. Ona tu się urodziła i przeżyła piękne lata. Dla mnie nieco mniejsze, to była raczej ciekawość. I dziwne wrażenie, bo przyjechałam do kraju, którego językiem mówiłam, ale niczego w nim nie znałam.

- I jakie wrażenia?

- To zabrzmi dziś dziwnie, ale zaskoczenie, że wszystko jest odbudowane. Dziś Warszawa wygląda bez porównania lepiej, ale ja pierwszy raz jechałam do miasta, o którym wiedziałam, że zostało przez Niemców zrównane z ziemią. Wszyscy byli przemili, mama była bardzo wzruszona. Później przez lata nie miałam czasu, mama zawsze ogłaszała wyjazd w ostatniej chwili, ja wychowywałam syna. I ponownie udało mi się dopiero niemal po 20 latach, w 2010 roku. Wtedy dopiero pierwszy raz odczułam, jak istotną postacią był w Polsce mój ojciec, jakim cieszył się szacunkiem, respektem.

- Dlaczego dopiero wtedy?

- Wcześniej głównie towarzyszyłam mamie. To była jednak inna rola. A wtedy pojawiłam się bez niej. Początkiem naprawdę wielkiego zainteresowania Polską był wyjazd do Rosji. Spotkałam się z Polakami, którzy tam mieszkają. Budynek w Buzłuku, w którym był sztab Andersa, a teraz jest szkoła. I taka pamiętna scena, w której pokazano mi zdjęcie ojca, na którym siedział dokładnie w tym samym miejscu, w którym ja 70 lat później. Założyłam stowarzyszenie, później fundację i sprowadzamy Polaków stamtąd na studia do kraju. Można powiedzieć, że zaadoptował mnie Urząd ds. Kombatantów.

- Dziś mogą mieć za złe, bo kandyduje pani z PiS, a to była jeszcze obsada z PO... Część działaczy już narzeka, że pani "zdradziła"...

- Nigdy nie miałam kandydować z Platformy! Zawsze jako córka generała Andersa stawałam obok premiera, prezydenta na różnych uroczystościach. Wokół mnie kręcili się ludzie i z PO, i z PiS. Znajoma z PO powiedziała, że może by mi zaproponowali start, ale nie z tego okręgu, w którym może głosować Polonia.

- Dlaczego PiS?

- Podoba mi się program PiS, mam zbliżone poglądy. W Anglii popierałam konserwatystów, w USA Republikanów. To nie powinno dziwić, bo Polonia w USA częściej ma poglądy PiS-owskie. Nieco inaczej było w Wielkiej Brytanii, a przesądziły o tym media i bardzo skuteczna propaganda Platformy. Straszyli, że ludzie z PiS są tak okropni, a PO taka świetna... Pan też to na pewno słyszał.

- O, ile razy. W czasie rządów PiS mieszkałem za granicą i słyszałem niby poważnych publicystów, którzy twierdzili, że Kaczyńscy w 2007 roku "na pewno" nie oddadzą władzy i mogą wyprowadzić wojsko na ulice.

- Osobiście też byłam straszona PiS! Kiedy zaczęłam tu bywać, częściej okazywało się, że jest zupełnie inaczej. Poznałam tych ludzi. Tyle że większość mediów jest raczej w rękach Platformy...

- Aż tak to się pani rzuca w oczy?

- To widać. Jeden z dziennikarzy powiedział mi nawet wprost: "Pani Aniu, gdyby pani kandydowała z PO, to co innego. A tak zaproszenia do mediów nie będą walić drzwiami i oknami". To jest problem.

- Pani mama poparła w 2010 roku Bronisława Komorowskiego.

- Moja mama miała wówczas 90 lat i nie powinna być w to włączana. Z tego, co wiem, ktoś do niej zadzwonił, prezydent Komorowski chciał przyjść z wizytą. Była apolityczna, ktoś poprosił, ona się zgodziła.

- PO ją wykorzystała?

-Druga strona też by ją wykorzystała. Nie powinno się robić takich rzeczy. Do prezydenta Dudy i PiS, oprócz bliższego przyjrzenia się rzeczywistości, przekonało mnie jego sejmowe przemówienie. Właściwie pod wszystkim mogłam się podpisać. Dbanie o kulturę, historię. Szczególnie istotna była dla mnie współpraca z NATO i Stanami. Mój mąż był pułkownikiem armii amerykańskiej, syn jest w niej porucznikiem. Polska potrzebuje USA.

- Przez ostatnie lata rząd sugerował jednak zawód USA i skupienie się na Europie.

- Świetnie, tylko jeżeli Europa nie może się dogadać prawie w żadnej z ważnych spraw... Czy dogada się w sprawie bezpieczeństwa? Wolę polegać na NATO i USA. Nie oznacza to jednak, że jestem bezkrytyczna. To, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, to w dużej mierze wina USA. Jestem mocno rozczarowana Obamą. Fantastyczny mówca, ale fatalny polityk. On i jego otoczenie są naiwni w wielu obszarach polityki międzynarodowej. Mitt Romney 3 lata temu powiedział w kampanii, że Rosja jest poważnym zagrożeniem, a Obama to wyśmiał! Demokraci za to oberwą.

- Republikańscy prezydenci też mają swoje za uszami...

- To prawda, fatalną decyzją Busha była też inwazja na Irak. Powiedzmy, że to wynik dezinformacji co do broni chemicznej Saddama. Jeszcze gorszą decyzją było jednak wyprowadzenie wojsk, zanim opanowano sytuację! Właśnie w tę lukę wśliznęło się Państwo Islamskie. I ta wiara, że kraje arabskie mogą być demokratyczne... Pracowałam z ludźmi stamtąd, jeździłam do Kuwejtu i Bahrajnu. Oni wprost mówili, że tamtejszy tygiel religijny nie pozwala na wprowadzenie demokracji.

- W życiu polityka PiS jest taki ważny moment, w którym spotyka się osobiście z Jarosławem Kaczyńskim...

- Spotykałam się z nim kilka razy, podczas uroczystości zamienialiśmy kilka słów. Pierwszy raz bliżej podczas spotkania w kinie Wisła. To dobry mówca, słuchało się go z przyjemnością.

- W tym momencie kilku Czytelników zasłabnie. Powinna pani powiedzieć, że to mówca bełkotliwy, który wygłasza tezy zagrażające demokracji, którego się wszyscy boją...

- Propaganda. Bardzo sympatyczny, poukładany i elegancki człowiek. Nieco rozczarowany, że wciąż nie poradziliśmy sobie ze spuścizną komunizmu. To też nas łączy. Mogę zrozumieć, że ktoś jest socjalistą czy konserwatystą. Trudno mi jednak pojąć, że ktoś mógł popierać komunizm. Próbowano mnie też łapać na opinii, czy uważam, że Polska jest wolna...

- I jak pani na to odpowiadała?

- Komuś, kto przyjedzie z Zachodu, może się wydawać, że wszystko funkcjonuje świetnie. Patrzy pobieżnie, widzi sklepy, może miło spędzić czas. Później poznałam jednak kulisy... Choćby scenarzystę, który przygotowywał sztukę o moim ojcu. I okazało się, że np. z wolnością słowa jest różnie. Jednym wolno mniej, innym wszystko.

- W czym tkwił problem?

- Mam wrażenie, że problemem Polski są kliki i układy. Tworzą się takie grupy mniejsze i większe, które coś zawłaszczają, nie dopuszczając ludzi z zewnątrz. Kuriozum jest dla mnie to, że natykam się czasami na ludzi, którzy są przeciwko Andersowi, i posługują się takimi samymi argumentami, jak w latach 40. lub 50.! A przecież on doprowadził do wyprowadzenia z Rosji, a więc uratowania 120 tysięcy ludzi! Jak można to krytykować z ludzkiego punktu widzenia?!

- Powiedzmy, że PiS będzie musiał po wyborach wejść w koalicję z lewicą. Czyli ludźmi, którzy uważają za bohatera Jaruzelskiego, a często mówili bardzo złe rzeczy o Andersie.

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Trudno mi zrozumieć to, że na Powązkach jest chowany komunista Kociołek, który odpowiadał za zbrodnię na stoczniowcach. Dopiero co był tam pogrzeb szczątków Żołnierzy Wyklętych! Wydaje mi się, że chowanie ofiar i morderców na tym samym cmentarzu jest czymś nie na miejscu. Czy ktoś pomyślał, jak czują się rodziny pomordowanych?!

- Zna pani wielu ludzi związanych z Platformą. Rozmawiała pani z nimi o tym? Np. o pogrzebie z honorami dla Jaruzelskiego, na którym byli obecni?

- Trudno mi to zrozumieć. To bolesne dla mnie, ale chyba jeszcze bardziej dla tych, których rządy i decyzje komunistów bezpośrednio dotykały? Wydaje mi się, że mimo wszystko wciąż za mało uświadamiamy ludziom, czym w istocie był komunizm. Jak wiele złego zrobiła w Polsce partia komunistyczna.

- Będzie to pani robiła jako senator?

- To też. Najważniejsze jest jednak bycie między ludźmi. W USA i Anglii parlamentarzyści mają bardzo częsty kontakt ze swoimi wyborcami. W Polsce jest inaczej. Chciałabym być często w okręgu, rozmawiać i spotykać się z ludźmi. W końcu na tym polega demokratyczna reprezentacja.

Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Wybory nie są przesądzone, Macierewicz i Kaczyński mogą coś powiedzieć

Nasi Partnerzy polecają