- Porażka Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze. Była pani zaskoczona, zła?
- Byłam zaskoczona. Niewiele osób spodziewało się takiego wyniku. Ale trzeba się z tym pogodzić. To była lekcja pokory. Trzeba wyciągnąć wnioski i do pracy. Kampania trwa.
- Jak wynik komentował prezydent, państwa dzieci? Dwa miesiące temu sondaże dawały zwycięstwo w pierwszej turze. Co się stało?
- Mąż powiedział, że wyborcy wysłali mu wiadomość, że część z nich jest zniecierpliwiona, bo zmiany w Polsce nie idą tak szybko, jak by tego chcieli. A dzieci powiedziały, że trzeba jeszcze mocniej pracować, bo przed nami druga tura. Powtarzam: trzeba wyciągnąć wnioski. Kampania trwa. Polacy mogą być pewni, że jak wygra mój mąż, to będą mieli bardzo dobrego prezydenta. On ma wiele cech lidera i co ważne, ogromne doświadczenie.
- Jak pani ocenia prezydenturę męża? Coraz więcej ludzi protestuje. Polacy wychodzą na ulice. Pikietują przeciw władzy.
- W wolnym kraju można wyjść i protestować. Między innymi o to walczył mój mąż: by można było protestować bez konsekwencji takich jak więzienie, aresztowanie. Prezydenturę oceniam bardzo dobrze. To pięć lat, w których dokonał się olbrzymi skok. Dużym sukcesem było postawienie na sprawy rodzinne. Najpierw wyniesienie ich na forum dyskusji, a potem skuteczne działanie. Zaowocowało to m.in. programem Dobry Klimat dla Rodziny. To jeden z większych sukcesów męża. Trudno tego nie docenić. Postawienie na rodzinę jest ważną sprawą.
- Były decyzje prezydenta, z którymi się pani nie zgadzała?
- Nie przypominam sobie takich. W tych sprawach, które są mi szczególnie bliskie, tj. rodzina, kwestie społeczne, kultura, jesteśmy zgodni. W naszym domu polityka jest obecna, więc o tym rozmawiamy.
- Jak pani reaguje na wpadki, które prezydentowi wytyka konkurencja?
- Ze spokojem. Taka czepliwość, mam na to określenie rzepowatość, na ogół charakteryzuje tych, którzy sami nie mają wiele do zaproponowania. Błędów nie robi ten, kto nic nie robi. Czy lepiej byłoby usiąść z założonymi rękoma, przeczekać pięć lat...? Czy działać?
- A zarzut, że prezydent jest strażnikiem żyrandola?
- Na ogół jest to zarzut tych, którzy marzyli o tym żyrandolu. O tym, że jest on atrakcyjny świadczy fakt, że 11?osób walczyło o stanowisko prezydenta. Nie o żyrandol tutaj chodzi. Urząd prezydenta, to, co się z nim wiąże, to poważna sprawa. Czasami niestety sprowadzana do żartu.
- Była pani świadkiem rozmów prezydenta z byłym premierem Donaldem Tuskiem czy premier Ewą Kopacz, gdzie widać było, że mają różne poglądy, że prezydent walczy o swoje? Czy zawsze się zgadzali?
- W rozmowach politycznych męża nie uczestniczę. Ale znając męża, nawet przy różnicy zdań jest człowiekiem, który szuka porozumienia. Różnice zdań, jak to u Polaków, bywały. Ważne, by znaleźć zgodę i dobry kompromis.
- Mówi pani o zgodzie, a od 10 lat mamy polityczną wojnę PO - PiS.
- Niestety, są tacy, którzy nie mogą żyć bez konfliktu. Uważają, że życie żywi się konfliktem i bez tego nie istnieją. Według nich wszystko jest nie na zasadzie zgody, ale bójki. Ale jestem optymistką. Myślę, że zawsze jest czas na przemyślenia.
- A konkurent w walce o prezydenturę? Jak pani ocenia Andrzeja Dudę?
- Do tej pory nie był nigdy samodzielnym politykiem, więc bardzo słabo go znam. Patrząc na męża, wiem na pewno, jakie trzeba mieć cechy, żeby dobrze pełnić funkcję prezydenta. To na pewno niezależność, doświadczenie i silny charakter. Każdy z Państwa musi sobie odpowiedzieć, czy pan Andrzej Duda ma te cechy.
- Czuje się pani spełniona w roli pierwszej damy?
- Mam sporą satysfakcję z pracy, którą wykonuję. Przez całe pięć lat angażowałam się w wiele spraw, przede wszystkim w kwestie związane z rodziną, profilaktyką zdrowotną, kulturą. Często spotykałam się z kobietami, szczególnie jest mi bliska kwestia godzenia sfer zawodowej i osobistej, aktywizacja pań w różnych sferach życia. Chętnie uczestniczę w rozmowach ze studentami Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Lubię takie inicjatywy obywatelskie, gdzie gromadzą się ludzie mający pomysły i chętni do współdziałania. To są bardzo cenne sprawy. Szczególnie ważne były dla mnie spotkania z osobami dotkniętymi przez los. Wiem, jak cenne w nieszczęściu, chorobie jest wsparcie drugiej osoby.
- Ma pani już wizję drugiej kadencji? Czym chciałaby się pani zająć?
- Wiele spraw chciałabym kontynuować. Jeszcze mocniej chciałabym zaangażować się w pomoc dzieciom z rodzin dysfunkcyjnych, które trafiają do zastępczych czy rodzinnych domów dziecka. Na pewno bym kontynuowała zaangażowanie w olimpiady specjalne. Ze względu na moje doświadczenia bliskie jest mi harcerstwo. Chciałabym nadal wspierać młodych artystów. Przez pięć lat w Belwederze zorganizowałam ponad 50?koncertów, których celem było promowanie polskich młodych wykonawców.
- Jakich zwykłych, codziennych czynności pani brakuje?
- Czasami chciałabym mieć więcej czasu i dla rodziny, i dla przyjaciół. Przyjaźnie sprzed lat pielęgnujemy, ale te kontakty są rzadsze. Cieszę się, że one nie umarły.
- A kontakty z dziećmi? One nie szukają politycznego blasku? Nie chcą występować w mediach, w programach reality show?
- Bardzo umiejętnie same decydują. Cieszę się, że nie mają w sobie genu celebryckiego. One swoją pozycję zawdzięczają swoim cechom, a nie temu, że tata jest prezydentem. Dzieci bardzo nas wspierają. W mojej pracy często korzystam z ich doświadczenia. Nasze córki pracują w organizacjach pozarządowych i chętnie korzystam z ich kompetencji i rad. Pracują w fundacjach, które zajmują się pomocą społeczną. Jeden syn pisze doktorat, a drugi pracuje w kancelarii prawnej. Najmłodsza córka jeszcze studiuje. Dwójka młodszych dzieci mieszka z nami. Pozostałe bardzo często nas odwiedzają. Czasami dzieci zostawiają nam wnuki pod opieką. Decyzja o prywatności była ich. U nas każdy jest w pewien sposób szefem.
- A przy okazji tych rodzinnych spotkań chcą, by im pani np. coś ugotowała? A może mają inne prośby?
- Gotuję głównie w czasie wakacji, jak jesteśmy u siebie na wsi. Domową specjalnością są chłodnik i szarlotka.
- Gdzie się państwo czujecie najlepiej: w Belwederze, mieszkaniu na warszawskim Powiślu czy na działce w Budzie Ruskiej?
- Miejsce nie ma znaczenia. Jeżeli jesteśmy razem, to się dobrze czujemy ze sobą. Czy to jest Belweder, czy inne miejsce. Ważne jest dla nas to, by być razem.
Zobacz: Sekret Andrzeja Dudy: Kinga Duda owoc nocy poślubnej!