Anna Cywińska-Kowalewska: Kłopoty z samolotami zintegrowały rodziny

2010-10-12 14:00

Przez awarie samolotów rodziny ofiar smoleńskiej katastrofy nie mogły wrócić do kraju. Dlaczego Polska nie może kupić nowych maszyn?

"Super Express": - Wróciła pani z pielgrzymki na miejsce śmierci pani ojca. 10 kwietnia zginął na pokładzie samolotu, który nie osiągnął pasa startowego smoleńskiego lotniska.

Anna Cywińska-Kowalewska: - Do Smoleńska pojechałam dla ojca, Czesława Cywińskiego. W podróży rządowym tupolewem uczestniczył z racji pełnienia funkcji prezesa Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.

- Dopiero trzecia próba powrotu rodzin ofiar katastrofy do Warszawy zakończyła się powodzeniem. Zastanawiamy się, czy to pech narodowy, czy może wina leży po stronie czynnika ludzkiego. Dlaczego w XXI wieku w dużym kraju w środku Europy priorytetowe podróże lotnicze stają się przedsięwzięciami prawie niewykonalnymi?

- Nie wyrobiłam sobie zdania. Czy to tylko pech? Czy też za trudy, aż w końcu nawet wielkie nieszczęście, odpowiadają ludzie? Nie wiem.

- W którym momencie dowiedzieliście się, że nie odlecicie z Witebska?

- Znajdując się już w swoich fotelach na pokładzie samolotu.

- Był strach?

- Nikt go nie pokazał po sobie. Ale, jak łatwo się domyślać, takie sytuacje nie należą do miłych.

- W końcu stało się jasne, że kolejny samolot też was nie zabierze...

- O tym dowiedzieliśmy się, jadąc do niego autobusami. W tym miejscu chcę wspomnieć o Białorusinach, którzy wobec nas zachowywali się przepięknie - bardzo gościnnie, będąc cały czas w pogotowiu. Należą się im za to wielkie podziękowania.

- Jak ta sytuacja wpłynęła na pasażerów?

- To zintegrowało rodziny. Gdyby wszystko przebiegło zgodnie z planem, nie otworzylibyśmy się tak względem siebie nawzajem, nie zaczęlibyśmy ze sobą rozmawiać. Rozmawiać w taki sposób, jak miało to miejsce po tym, gdy raz, a później drugi raz okazało się, że nie możemy wrócić do Warszawy. W normalnych okolicznościach można by było mówić o fajnej atmosferze, co jednak w kontekście naszej podróży będzie określeniem zupełnie nie na miejscu. Stąd najtrafniej byłoby to nazwać atmosferą wzajemnej pomocy. W stopniu tak dużym, jaki wśród nas nie zaistniał przez ostatnie pół roku.

- Czy ta pielgrzymka zaspokoiła duchowe potrzeby jej uczestników?

- Pomysł polecenia do Smoleńska był bardzo dobry. Mówię oczywiście za siebie. Pozwoliło mi to zweryfikować medialne obrazy.

- W jakim kierunku poszła ta weryfikacja?

- Nie w tym kierunku, że coś stało się bardziej zrozumiałe albo, na odwrót, że jest jeszcze bardziej zawiłe... Chciałam zobaczyć miejsce śmierci mojego ojca na własne oczy. Powiem coś pod czym, jak sądzę, podpisałaby się większość uczestników pielgrzymki: smoleńskie lotnisko rzeczywiście wygląda na takie, które nie powinno przyjmować samolotów.

- Czy dla kogoś z was stało się to dostatecznym wyjaśnieniem albo przyczyną do wyrażania pretensji?

- Pretensji nie słyszałam. Raczej głuche: dlaczego?

Anna Cywińska-Kowalewska

Córka płk. Czesława Cywińskiego