"Super Express": - Czym dla pana była piątkowa konferencja premiera Tuska, na której obiecał wiele zmian, które miałyby działać na korzyść obywateli? Kolejne nowe otwarcie?
Andrzej Urbański: - Trudno mówić o nowym otwarciu w sytuacji, kiedy zgodnie z przewidywaniami samego premiera i jego współpracowników czeka nas rok załamania. Już skończyły się pieniądze z poprzedniej perspektywy budżetowej UE, a jeszcze nie zacznie się przepływ środków z nowej. Nie widzę też planu, jak zmniejszać fundamentalną dla Polski przepaść między nami a rozwiniętymi krajami Europy Zachodniej. Ona się wręcz powiększa.
- Jak w tym kontekście widzi pan zapowiedzi premiera?
- W obecnym roku premierowi i jego ekipie nie pozostaje nic niż czysta propaganda.
- Pana zdaniem nie ma realnej szansy, żeby wprowadzić to, co obiecał premier, w życie?
- Te obietnice nie mają większego znaczenia, ponieważ dziś najważniejszą sprawą jest to, co zamierzamy zrobić ze środkami unijnymi. Przede wszystkim musimy pamiętać, że jedynie połowa tych środków będzie w gestii rządu, reszta tych pieniędzy będzie do wydania przez samorządy i struktury wojewódzkie. Tam dopiero zacznie się dzielenie, a przyznam, że na razie nie widzę planu, jak rozsądnie je wydać. Powinien on powstać już w ubiegłym roku, a zamiast niego mamy jedynie szumne zapowiedzi.
Przeczytaj: Andrzej Urbański: Ostrzegam Ukraińców przed mitem okrągłego stołu
- Zapowiedzi walki z umowami śmieciowymi, kolejkami do specjalistów czy rozliczenia PIT-ów przez urzędników, czyli to, co wywołało najwięcej emocji - czy te sprawy, obok funduszy europejskich, nie wydają się panu równie ważne?
- Owszem, są ważne, ale nie wierzę, że temu rządowi uda się coś w tej kwestii zrobić. Symboliczną sprawą są kolejki do lekarzy specjalistów. Nie rozumiem, czemu premier łudzi się, że minister zdrowia, który urzęduje na swoim stanowisku już dwa lata, jest jeszcze w stanie coś zmienić. A przecież te sprawy powinny być już dawno temu rozwiązane. To, że się to nie udało, wcale mnie nawet nie dziwi, bo całe te rządy PO są umową śmieciową zawartą ze społeczeństwem i tak jak ten rząd ją stworzył, tak teraz powinien ją rozwiązać. Z tego też względu nie tylko nie rozwiązano tych spraw, które dotyczą życia zwykłych obywateli, ale nie stworzono żadnych ram strategicznego myślenia o rozwoju Polski. A to powinno być sprawą fundamentalną.
- Rozumiem, że od piątku premier porusza się w sferze tematów ważnych, ale z punktu widzenia państwa jednak zastępczych?
- Tak. Chciałby, jak każdy zresztą premier, żeby go chwalić za jego inicjatywy, ale problem polega na tym, że rządzi już sześć lat. Bilans wypada dość biednie, więc nie jestem przekonany, czy obywatele są w stanie uwierzyć, że nawet w tych obszarach, które chce zmienić, jest w stanie coś osiągnąć.
Andrzej Urbański
Publicysta