- Działacze samej PO?
- Ale rekonstrukcji rządu za czasów jeszcze Donalda Tuska było już tak wiele, że i w samej Platformie Obywatelskiej nie bardzo było w kim wybierać. Więc zwlekanie z nominacjami wynikało z kłopotu personalnego. Ewa Kopacz znalazła siłę, by wyrzucić pół rządu, pojawił się jednak problem z następcami.
- A czy taki lifting, trochę w stylu Donalda Tuska, może jeszcze pomóc tonącej w sondażach Platformie?
- Jest na to za późno. Ostatnim momentem, by zmiany takie były wiarygodne, był czas, gdy Ewa Kopacz objęła rząd. Mogła wtedy pokazać jasno, że odcina się od polityki Donalda Tuska, który próbował aferę zamieść pod dywan. Mogła po prostu nie wziąć niektórych ludzi do rządu. Poniekąd zrobiła tak z Bartłomiejem Sienkiewiczem, tyle tylko że później zrobiła go szefem partyjnego zaplecza. Gdyby wtedy usunęła z rządu ludzi, o których było wiadomo, że zostali nagrani, byłaby wiarygodna. Teraz wiarygodna nie jest. Wczorajsze nominacje i ubiegłotygodniowe dymisje to operacja ręki, w którą wdała się gangrena. Dla Polaków takie działanie jest kompletnie niewiarygodne.
- W przypadku Tuska afery jednak tak nie szkodziły. Może my się oburzamy, a zwyczajnych ludzi to nie interesuje?
- Ludzie, głosując przeciwko Bronisławowi Komorowskiemu, ocenili siedem lat rządów Platformy Obywatelskiej. W dużej mierze też takie skandale jak nierozliczona afera taśmowa. Jeżeli premier próbuje rok po wybuchu afery uciec do przodu i pokazać, że rozlicza, to nie wygląda to wiarygodnie. Szczególnie że Ewa Kopacz wyrzuciła ministrów, ale nie powiedziała, że odchodzą z polityki. Proszę zwrócić uwagę, że tam jest czterech liderów regionalnych PO i wiceprzewodniczący partii Radosław Sikorski. Wszyscy ci ludzie szykują się do walki o wejście do parlamentu.
Zobacz: Marek Król: Dyktatura szatniarzy