"Super Express": - Obrodzili nam ostatnio domorośli bombiarze. Najpierw Wrocław, teraz Warszawa. Czyżby rodzimych szaleńców powinniśmy się obawiać bardziej niż islamistycznego terroryzmu?
Andrzej Mroczek: - Od zawsze powtarzałem, że nie można postrzegać terroryzmu wyłącznie przez pryzmat zagrożeń fundamentalizmu islamskiego. Zagrożenie istnieje także wewnątrz naszego kraju.
- Charakter ostatnich wydarzeń każe nam się zastanowić, czy nie mają one czegoś wspólnego z gorącą atmosferą polityczną w Polsce. Mają?
- Musimy pamiętać, że jesteśmy młodą demokracją, nieukształtowaną na tyle, by poglądy społeczeństwa i kultura polityczna były na wysokim poziomie. Retoryka polityczna powoduje, że w osobach, które nie potrafią zrozumieć przekazu polityków i się do niego zdystansować, zaczynają się kumulować różnego rodzaju wątpliwości. Kiedy zadziała jakiś zewnętrzny bodziec, wtedy te jednostki się uaktywniają.
- Ale chyba niekoniecznie przez akty terroru.
- Oczywiście. Ta aktywność może się przejawiać poprzez wyrażanie niezadowolenia w internecie czy na różnego rodzaju wiecach. Są też jednostki, które sięgają po przemoc. Tu najprostszym przykładem jest przypadek Ryszarda Cyby, który zamordował w Łodzi działacza PiS. Trzeba jednak pamiętać o jednej rzeczy.
- Jakiej?
- Działają w Polsce grupy i organizacje - niektóre jawnie - których retoryka ma zabarwienie ekstremistyczne. A od ekstremizmu do terroryzmu już tylko jeden krok.
- Pana zdaniem przemoc polityczna może się wyrażać u nas poprzez działania osób z nimi związanymi?
- Nawet tzw. samotne wilki mogą być elementem gry różnego rodzaju bojówek, działających na pasku polityków. Często jest tak, że osoby, które dokonują aktów terroru, tak naprawdę nie wiedzą, w czyją grę grają. Weźmy choćby przykład mężczyzny z Wrocławia. Jak się dowiadujemy, od dłuższego czasu działy się z nim rzeczy wskazujące na jego alienację z grupy rówieśniczej i jakieś problemy osobiste mogły zachęcić go do przemocy. Niemniej na tym etapie nie można wykluczyć, że działał pod wpływem jakiejś grupy osób - sekty, frakcji, partii politycznej - która w jakiś sposób pchnęła go do działania.
- W Warszawie działali anarchiści - w ramach zemsty za działania policji w Poznaniu.
- To zdarzenie ma charakter znacznie poważniejszy. Mamy tu ewidentnie do czynienia z zabarwieniem politycznym działań o cechach terroryzmu. Mamy grupę, która traktuje policję jako przedstawicieli władzy, i to w nią uderza.
- Tego typu wydarzenia wpiszą się w polityczny krajobraz Polski?
- Tego typu akty terroru nie są niczym nowym. Mieliśmy do czynienia z nimi już w latach 90. Apogeum było w 1998 r., kiedy doszło do 196 wybuchów. Tylko 70 proc. z nich miało charakter porachunków między grupami przestępczymi. Musimy się jednak liczyć z tym, że na kanwie niestabilnej tak naprawdę sytuacji politycznej w Polsce i retoryki polityków, z których część wręcz zachęca swoimi słowami do ukarania innych polityków za odmienność poglądów, niektóre zindoktrynowane jednostki z fazy słuchania mogą przejść do fazy działania. Także do użycia przemocy.
Zobacz: Urszula Augustyn z PO: Prezydent ma jeszcze szansę się zmienić