"Super Express": - Przestał pan być "schetynowcem"?
Andrzej Halicki: - Nie, dlaczego?!
- Negocjował pan z Ludwikiem Dornem jego start w wyborach, a minister Schetyna mówi, że o niczym nie wiedział! Dowiedział się z mediów. Jak ktoś odsunięty...
- To, że Grzegorz nie wiedział o starcie Ludwika Dorna, wynikało z bardzo późnej decyzji w tej sprawie, tuż przed Radą Krajową. Wielu we władzach Platformy to zaskoczyło, ale było bardzo ciepło przyjęte. Opisywanie Platformy jako środowiska tak podzielonego na frakcje nie ma większego sensu. Oczywiście są ludzie współpracujący ze sobą bliżej ze względu na poglądy i wspólne środowiska. Ja znam Grzegorza 30 lat, jesteśmy przyjaciółmi i nic tego nie zmieni. I termin "schetynowiec" przyjmuję jako wyróżnik propaństwowego myślenia.
- Podobno za pomysłem i negocjacjami z Ludwikiem Dornem stał pan i minister Tomasz Siemoniak.
- Nie ukrywam, że rozmawiałem z Ludwikiem Dornem w tym ostatnim momencie przed podjęciem decyzji. Jestem szefem regionu, a rzecz dotyczyła list w okręgu mazowieckim. I też znam go od prawie 30 lat i nie był to pierwszy kontakt. Ludzie rozmawiają ze sobą non stop.
Zobacz: Dr Rafał Chwedoruk: Samodzielne rządy PiS niewykluczone
- Ile lat zna pan Jarosława Kaczyńskiego? Może też by nie odmówił?
- (śmiech) Kiedyś, przed laty rozmawialiśmy, ale ostatnio nie miałem okazji. Poważnie mówiąc, to nasza propozycja personalna w tych wyborach była odpowiedzią na reakcje osób niezwiązanych z Platformą, które niezależnie od różnych dróg i doświadczeń życiowych mówią to samo.
- Mówią, że chcą na listy Platformy.
- Nie. Mówią, że nie można być biernym, a zmiana w Polsce musi być zmianą na lepsze, a nie na gorsze. I Platforma takie osoby przyjmuje. Mówi to zarówno Grzegorz Napieralski, mając wątpliwości, czy lewica pod wodzą Leszka Millera może być nowoczesna. Mówi to Ludwik Dorn, nazywany kiedyś w PiS trzecim bliźniakiem. I mówi to także syn premiera Mazowieckiego, który nie był do tej pory w polityce, ale dziedzictwo jego ojca nie pozwala mu zostać w domu. I nawołuje do aktywnego włączenia się. To ważne przesłanie.
- Mówi to też Roman Giertych, którego poparliście tak wstydliwie, półgębkiem...
- To była kwestia rozsądku i niemarnowania sił. Przy bardzo różnych poglądach ci ludzie mówią to samo: Polska ma być silnym krajem w UE, nie może być scentralizowana i antyeuropejska. Mamy z czego być dumni, jesteśmy oceniani jako lider...
- Z tym liderowaniem to bym się nie rozpędzał...
- Polska jest bardzo dobrze oceniana, choć to nie znaczy, że nie ma wyzwań i problemów do rozwiązania. Zwłaszcza tych społecznych. I wszyscy nasi kandydaci mówią: nie wolno oszukiwać populistyczną, nieprawdziwą kampanią. Miejmy przed sobą liczby i prowadźmy prawdziwą debatę.
- Dlaczego Dorn okazał się godzien poparcia pełnego, a Giertych wstydliwego? Obaj byli wyrazistymi wicepremierami tego samego rządu. Rządu Kaczyńskiego, którym straszycie od 8 lat...
- To były decyzje indywidualne.
- Decyzje indywidualne pani premier Kopacz?
- Nie, tych osób, które chcą być z PO i przestrzegają przed alternatywą, jaką jest świat według PiS. Chodzi o demokratycznie myślących polityków.
- Roman Giertych nie chciał oficjalnego, pełnego poparcia PO?! Nie wierzę!
- Nigdy się z tym nie zwracał i ogłosił swój start do Senatu jako kandydat niezależny. Wyborca PO ma szeroką paletę przekonań, osobowości i doświadczenia na naszych listach. Ważne jest też to, dlaczego ci ludzie PO wspierają i przestrzegają przed tym, co nas może czekać. Personalia nie są najważniejsze. Najważniejsze jest to, że alternatywą są ludzie czyniący wśród wyborców spustoszenie...
- Na razie mają tych wyborców wielu.
- Uprawiają jednak politykę w sposób nieodpowiedzialny, szastając nierealnymi obietnicami. Przecież reforma emerytalna w wariancie proponowanym przez PiS jest nierealna przez wielomiliardowe obciążenie budżetu, a nawet nielegalna przez decyzję Trybunału Konstytucyjnego! Kwota wolna od podatku? Świetnie, ale uszczupli to na wiele miliardów przychody samorządów. To atrakcyjne zapowiedzi, łatwo rzucane, ale miejmy świadomość, ile to kosztuje. I wraz z osobami, które pan wymienił, budujemy front niezgody na takie postępowanie, które jest oszustwem, bałamuceniem ludzi.
- OK, powiedzmy, że to są bałamutne i populistyczne propozycje. Tyle że to jest pozytywny przekaz. Ze strony PO słyszymy tylko rzeczy negatywne, że przyjdzie PiS i będzie koniec świata. Nie wierzę, żeby to działało.
- Mówimy o tym, co nie powinno zejść z pola widzenia. Ale nie tylko o tym! Mówimy też o kwestiach społecznych, o dużo większej wrażliwości, rynku pracy, starcie dla młodych. To jest priorytet! I dochodzi tu kwestia wiarygodności. U nas mówią to liderzy, a PiS ukrywa swojego lidera za panią Beatą Szydło. Bo wie, że ma inną twarz i poglądy. To jest też polityczne oszustwo.
- Większa wrażliwość, rynek pracy i kwestie społeczne. I za tymi propozycjami stoi piszący program gospodarczy dla PO Janusz Lewandowski. Też go ukrywacie, bo Lewandowski może się kojarzyć z poczuciem wyższości, ale na pewno nie z wrażliwością społeczną. To nie jest oszustwo?
- To niech pan poczeka na te propozycje programowe. To nie jest oszustwo, bo Janusz Lewandowski jest jednym z 10 koordynatorów programowych. I trudno chować kogoś, kto za chwilę będzie grał jedną z głównych ról, prezentując propozycje gospodarcze PO. W kwestii wrażliwości społecznej, polityki prorodzinnej, młodych, seniorów, zmian na rynku pracy Platforma w ostatnich miesiącach zrobiła naprawdę wiele. Chcemy odejść od złych emocji w kampanii. Widział pan ją w wyborach prezydenckich?
- Tak. Po obu stronach.
- I mamy świadomość, że to odstręcza od udziału w wyborach. Ludzie środka, których jest zdecydowana większość, którzy sobie dobrze radzą, nie chcą angażować się w politykę, są jej niechętni. Oddają pole radykałom, populistom, którzy są głośniejsi. Trzeba to zmienić.
- Nie ma pan obaw, że wyborcy PO będą pamiętali choćby Ludwikowi Dornowi słowa o Ewie Kopacz (że "chodząca nicość"), słów o braniu lekarzy w kamasze, wielu innych...
- Te słowa padły i sam mu wypominałem wiele stwierdzeń, ale sam mu też nie żałowałem. Tak samo daleko mi do poglądów Romana Giertycha, choć zauważam pozytywną ewolucję. I wolę, mam nadzieję, że podobnie jak wyborcy, kiedy politycy zmieniają się na lepsze, a nie na gorsze. Mając do wyboru dyspozycyjnego, choć nawet cenionego przeze mnie reprezentanta PiS w wyborach do Senatu i Romana Giertycha, na kogo warto zagłosować?
- Skoro twarzami PO są już Michał Kamiński, Ludwik Dorn, Joanna Kluzik-Rostkowska, prawie Roman Giertych, a był też Radek Sikorski - to może warto głosować na PiS? Wielu ich ministrów i tak skończy w Platformie.
- (śmiech) To przewrotne, ale naprawdę warto się zastanowić, dlaczego ludzie o takim doświadczeniu, którzy znają PiS od podszewki, decydują się na często niekomfortowe decyzje. Polska jest naprawdę w lepszej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej niż była. I warto wspierać ten kierunek.
- Warto wspierać Krzysztofa Kwiatkowskiego w roli szefa NIK?
- Prezes Kwiatkowski zareagował natychmiast. W środku nocy rozesłał oświadczenie, że jest do dyspozycji i nie ma nic do ukrycia w tej kwestii. Żaden urzędnik nie może być ponad prawem, a mieliśmy już czasy, kiedy bywało inaczej.
- Mówi pan o czasach Ludwika Dorna w rządzie?
- (śmiech) Mówię o rządach Jarosława Kaczyńskiego.
- Zasugerujecie, żeby Krzysztof Kwiatkowski podał się do dymisji?
- Prezes Kwiatkowski nie rządzi już w NIK, przekazał wszystkie swoje uprawnienia zastępcom.
- NIK bez prezesa to dziwny twór...
- I mam nadzieję, że to szybko zostanie wyjaśnione. Teraz wszystko zależy od prokuratury, kiedy zdecyduje się na formalne złożenie oskarżenia.