Na co?
To miała być debata o przyszłości UE. I to, co premier Morawiecki o niej mówił, było potrzebne. Ze swoją wizją występowali tam wcześniej prezydent Emmanuel Macron i przewodniczący Jean-Claude Juncker. Za rok będzie Brexit, wybory do europarlamentu, a później nowy wieloletni budżet. Głos Polski utonął jednak w kontekście ustawy o Sądzie Najwyższym. I dlatego najważniejsi europosłowie pytali głównie o to.
Właśnie… Nie przeszło panu przez myśl, że wśród tych europosłów wizja przyszłości UE nikogo nie obchodzi?
To nie do końca tak. Mamy kampanię wyborczą w Europie i nawet na poziomie Komisji Europejskiej widać, że interesy Junckera i Timmermansa są częściowo rozbieżne. W europarlamencie liderzy frakcji też potrzebują odpowiednich wypowiedzi do swoich klipów wyborczych. Szkoda jednak, że szef chadeków, największej grupy politycznej w PE, musi przypominać polskiemu premierowi, że podział władz był już zapisany w Konstytucji 3 maja oraz postulaty Solidarności. Tacy wpływowi politycy powinni być bezwarunkowo po naszej stronie!
Premier odpowiadając na zarzuty stwierdził „proszę nas nie pouczać”. W roli upominającego nas występują często osoby z dziwną przeszłością. My staramy się uszczelniać system podatkowy, a Komisją Europejską kieruje pan Juncker, który przez lata prowadził raj podatkowy w środku Europy szkodząc całej Europie…
Zawsze można powiedzieć, że u nich „biją albo bili Murzynów”. Polska musi mieć sojuszników w różnych dziedzinach. Czy w kwestii uszczelniania systemów podatkowych będzie nim Donald Trump? On przecież broni korzystnego dla międzynarodowych koncernów status quo i także z tego powodu zablokował ustalenia szczytu G7.
Widzi pan tu jeszcze szanse na jakiś kompromis, czy to już będzie taka pełzająca wojna do końca obecnej Komisji?
W maju polski rząd liczył na polityczny kompromis i głośno o tym mówił. Dziwiło mnie to, bo zazwyczaj politycy sami nie tworzą sobie takiej presji… Ten konflikt nie jest nikomu na rękę, więc kompromis jest wciąż realny. Mamy wojnę celną z USA, Komisja ma dość problemów i potrzebuje Polski po swojej stronie. Polski rząd zaś zamiast bronić „ziobryzacji prawa” powinien zbierać sojuszników, by polscy rolnicy dostawali wyższe dopłaty, a nasze województwa nie straciły środków na rozwój.