Toskania. Włochy. W jednej z małych średniowiecznych miejscowości wypoczywa prezydent elekt wraz z rodziną: żoną Agatą, córką Kingą (20 l.) i jej narzeczonym Karolem (20 l.). Na miejsce pobytu wybrali willę z basenem, ogrodem i pięknym tarasem. Ale myliłby się ten, kto myślałby, że polityk i jego najbliżsi są we Włoszech bez ochrony. Nad bezpieczeństwem przyszłego prezydenta czuwa non stop 4-6 funkcjonariuszy BOR. Mieszkają na terenie sąsiedniej posiadłości, w innym budynku. Wystarczy jednak, że ktoś pojawi się w pobliżu bramy willi prezydenta i od razu do akcji wkraczają oficerowie Biura. To oni 24 godziny na dobę monitorują teren, obserwując przez lornetki pobliskie zarośla i drogi.
Jak ustalił "Super Express", tuż przed przyjazdem polskiego prezydenta BOR zgłosił się do miejscowego komendanta policji z informacją, że na urlopie pojawi się Andrzej Duda. Obie strony uzgodniły wtedy, że będą wzajemnie informować się o ewentualnych zagrożeniach. Stąd zaangażowanie włoskiej żandarmerii, czyli karabinierów, w ochronę prezydenckiego urlopu. Kiedy tylko w okolicach willi, gdzie wypoczywają Dudowie, pojawi się samochód na polskich numerach rejestracyjnych, jak spod ziemi wyrastają mundurowi z Włoch.
Co ciekawe, oficerowie BOR walczą z upałami w Toskanii w typowy dla miejscowych sposób, choć w Polsce raczej niespotykany. Chodzą bowiem ubrani zupełnie nie jak na agentów Biura Ochrony Rządu przystało - bez koszuli i w krótkich spodenkach. No, ale z upalnym słońcem jakoś trzeba sobie radzić.
Zobacz: Rodzinne wakacje Andrzeja Dudy: Naciera żonę...i czyta rodzinną sagę