"Super Express": - Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało Jacka K., byłego wiceministra finansów w latach rządów Platformy Obywatelskiej 2008-2015. I jak ze wszystkim w Polsce są dwie skrajne interpretacje. Jedna, ze strony opozycji, że PiS przykrywa niewygodne sondaże i kilka wpadek. Druga, ze strony PiS, że to wznowienie sprawy zamiatanej pod dywan przez Platformę.
Andrzej Stankiewicz: - Obie te wersje, jak to ze skrajnymi wersjami bywa, można odrzucić.
- Zajmijmy się pierwszą. Przewodniczący klubu PO Sławomir Neumann stwierdził, że kiedy PiS ma spadki w sondażach, to zawsze kogoś aresztuje.
- Tę interpretację też bym odrzucił. PiS niczego tym nie przykrywa. Z kilku powodów. Wiem, jak działa machina prokuratorska. Niekorzystny sondaż pojawił się w czwartek. W piątek rano jest zatrzymanie. To po prostu nie jest wykonalne. Musiało być przygotowane wcześniej, klepnięte, ekipa gotowa.
- Jacek K. był ważną postacią w Ministerstwie Finansów, choć rzeczywiście znali go głównie dziennikarze, nie wyborcy.
- Znam wyniki oglądalności i badania prowadzone przez partie polityczne. I kiedy była sprawa Gawłowskiego, polityka dla Platformy znacznie ważniejszego, to ludzie w ogóle tym się nie interesowali. Nie za bardzo kojarzyli, kto to jest. jacka K. tym bardziej nie będą kojarzyli. Nie jest więc to przykrywanie sondaży, tylko raczej wzmożenie ministra Ziobry.
- Czyli?
- Od pewnego czasu ewidentnie po serii niezbyt dużych sukcesów, czego przykładem jest ustawa o IPN, po nabrzmiewającym konflikcie z premierem Morawieckim chce się pokazać opinii publicznej. Jest więc sprawa Komendy, K., Gawłowskiego. To są historie grane po to, żeby Ziobro odbudował się politycznie, bo on ma taką metodę. Sprawa wicemistra finasów w rzadzie PO-PSL nie przykryje przecież nagród rządowych. Do tego musieliby zatrzymać Schetynę.
- Platforma nie zamiatała sprawy Jacka K. pod dywan?
- Rozumiem intencje Zbigniewa Ziobry, który co tydzień pokazuje jakiegoś prokuratora, który nie pasował Platformie, wykrywał przestępstwa i wielką aferę, a system i PO nie dawała mu tej sprawy wyjaśnić.
- Prokuratura za czasów rządów PO prowadziła dochodzenie. I zarzutów nie postawiła.
- Nie postawiła. Tyle że czego Zbigniew Ziobro nie mówi, zastępcą Andrzeja Seremeta był wówczas Robert Hernand, człowiek Ziobry, który dziś też jest zastępcą prokuratora generalnego. I jeżeli ktoś mówi, że Platforma była poukładana z Seremetem, to była też poukładana z Ziobrą. To są takie klasyczne zabiegi polityków. Kluczowe jest to, na ile prokuratura ma dowody, że Jacek K. wziął wtedy łapówkę. Bo reszta to są rzeczy znane. To jest przedstawione jako powiązane z aferą hazardową, a nie jest.
- Jest związane z jej konsekwencjami. Pamiętam, że Jacek K. w samej aferze był przedstawiany niemal jak dobry szeryf.
- Właśnie. I później przygotowywał ustawę po aferze hazardowej, która miała hazard ukrócić, ograniczając liczbę tych nieszczęsnych jednorękich bandytów poprzez wygaszanie pozwoleń.
- Tyle że ich nie ubywało.
- Nawet chyba przybywało. W ministerstwie popełniono bowiem jeden zasadniczy błąd.
- Tylko błąd?
- Właśnie na to pytanie musi odpowiedzieć prokuratura. Czy błąd, czy coś więcej. Polegało to na nieprzeprowadzeniu notyfikacji z Komisją Europejską, dzięki czemu właściciele jednorękich bandytów wygrywali procesy z Polską i stawiali je nadal. Jeszcze za rządów Wojtunika i Platformy Jacek K. miał przeszukanie. Pytanie, na ile popełnił błąd on albo jego podwładni, a na ile było coś więcej. I jeżeli prokuratura ma dowody, że to nie był tylko błąd, to należy się cieszyć, ale dobrze byłoby poznać choćby ślad tych dowodów.
- Padła konkretna kwota 21 mld zł, które w wyniku jego błędu bądź czegoś więcej miał stracić budżet państwa.
- Można sobie napisać różne kwoty, bo to można różnie wyliczać. Nie wiadomo ile, taką kwotę ładnie rzucić, bo tyle chyba kosztuje program 500 plus i to rozbudza wyobraźnię. Uchwytne jest jednak to, czy brał łapówkę, czy nie. Jeżeli nie brał, to będzie miał zapewne zarzuty za błąd i przekroczenie uprawnień.