Odcieli głowę islamiści, dżihadyści David Haines

i

Autor: screen CNN

Amis: Islamiści mogą nas nienawidzić, ale nie mogą nas zniszczyć

2015-10-24 4:00

Brytyjski pisarz i publicysta, Martin Amis, w obszernej rozmowie z SE: "Super Express": - Pańska poprzednia powieść "Lionel Asbo, raport o stanie Anglii" cieszyła się w Polsce sporą popularnością. Martin Amis: - A w Wielkiej Brytanii wielu atakowało mnie, że jakim prawem piszę o klasie robotniczej, nie mając o niej pojęcia!

- Właśnie jakim prawem?! Oddał pan jednak jej język i zachowania...

- Jako młody chłopak spędzałem większość czasu u walijskiej niani i jej rodziny. I naprawdę to uwielbiałem, choć np. mój brat tego nienawidził. Obcując z rodziną tej kobiety, zawsze dziwiłem się, dlaczego żyją tak skromnie. To byli bardzo inteligentni i aktywni ludzie. Myślałem, że powinni być milionerami. Jako dziecko nie zdawałem sobie sprawy z kwestii różnic w punkcie startu i braku edukacji. Choć edukacja to trochę fetysz.

- Dlaczego?

- Niemcy lat 30. były najbardziej wyedukowanym społeczeństwem na świecie. Czy ta edukacja powstrzymała Hitlera i nazistów?

- O tym okresie opowiada pańska nowa powieść "Strefa interesów". Wielu już atakuje ją za uprawianie "satyry w sąsiedztwie Holocaustu".

- Takie głosy pojawiły się np. w Niemczech, ale wynikały z ich tradycji literackiej, w której rzeczy serio są osobno i rzeczy zabawne także osobno. W innych krajach satyra często miesza się ze sprawami poważnymi i nie było problemu.

- Niemcy - poważni ludzie. Pański ojciec w jednym z esejów porównywał kraje przez ludzi i ich kuchnię.

- Tak, napisał coś takiego. Anglia - mili ludzie, paskudne jedzenie, Francja - paskudni ludzie, dobre jedzenie, Niemcy - paskudni ludzie, paskudne jedzenie, Włochy - mili ludzie, dobre jedzenie.

- Jak pan widzi w tym zestawieniu Polskę? Śmiało, może pan przywalić, jesteśmy dość samokrytyczni.

- Ludzie są mili. Nie koloryzuję. Co do jedzenia, to powiedziałbym, że interesujące. Nie poznałem wszystkiego, ale nie byłem pewien co do gęsi... Za to uwielbiam wasze śledzie i tatara.

- O to są ślady dawnej Polski z wieloma różnymi nacjami. Dziś Polska raczej obawia się multikulturalizmu.

- I ma rację o tyle, że multikulturalizm zawsze był taką miłą fikcją. Nie jest przecież prawdą, że wszystkie kultury są równe, równie wartościowe i godne uznania. Nie są. To, co wyprawia w Europie islam z kobietami, zakończy się kiedyś eksplozją. Tyle że z tego powodu nie powinni cierpieć ludzie będący naprawdę w potrzebie, jakimi są uchodźcy z krajów objętych wojną. Mają pecha, że ich ucieczka zbiegła się w czasie z istnieniem Państwa Islamskiego (ISIS).

- Pan zawsze przestrzegał przed islamizmem.

- Może nie zawsze, ale jest przed czym przestrzegać. Jest jednak coś racjonalnego, czego poprawność polityczna nie dopuszcza...

- Co?

- Mówią na to islamofobia... Tyle że fobia to jest irracjonalny strach. A w tym przypadku nasze obawy są jak najbardziej racjonalne. To powinno się nazywać islamizmofobia. Zarazem zdaję sobie sprawę z tego, że przytłaczająca większość muzułmanów taka nie jest. I islamiści nie są aż tak potężni, jak sami się widzą. Mogą nas nienawidzić, ale nie mogą nas zniszczyć.

- Zyskują popularność w wielu miejscach na Zachodzie.

- To prawda. I o ile potrafię wytłumaczyć, dlaczego do ISIS przyłączają się mężczyźni, to nijak nie mogę zrozumieć, dlaczego robią to młode dziewczyny, np. ze wschodniego Londynu.

- Mężczyźni wciągają się ideologicznie? Lubią wojnę?

- I to, i to, ale oprócz ideologii, przygody i zbijania majątku mają tam możliwości wyżycia się seksualnego. Mogą gwałcić, więzić kobiety. Dla muzułmanina, który może uprawiać seks tylko z żoną lub żonami, albo kiedy już jest martwy z tymi obiecanymi dziewicami w raju... to jest jednak jakaś pokusa. Do tego facet, który jest kimś bezsilnym w Londynie, w Syrii czy Iraku, staje się potężny. Może zabijać, a zabijanie wciąga, uzależnia. A także budzi strach. Słyszał pan może o konferencji i uroczystej kolacji w Nowym Jorku, która miała uhonorować "Charlie Hebdo" po zamachu?

- Nie.

- Niewielu słyszało. Miał ją robić PEN Club. Joyce Carol Oates, Russell Banks, wszyscy ci sławni ludzie... I nagle większość tych pisarzy powiedziała, że nie chce w tym uczestniczyć, bo "Charlie Hebdo" był islamofobiczny. Co za żenada i wstyd! I to PEN Club, który jest niczym innym, jak organizacją sławiącą wolność słowa! Salman Rushdie powiedział, że cieszy się, że nie napisał "Szatańskich wersetów" w dzisiejszych czasach, bo zapewne uznano by go za islamofoba i chciano wydać na karę śmierci.

- Sądząc po pańskich książkach, nie przepada pan za elitami.

- Nie tyle nie przepadam, co uważam, że nie można polegać na intelektualistach. Z elitami jest nieco inaczej. Jeżeli jesteś w samolocie, to nie jesteś antyelitarystą, tylko chcesz pilota z elity, a w szpitalu elitarnego chirurga. To głupia postawa. Ale intelektualiści... boją się islamistów i zachwycają pseudoegzystencjonalizmem z filmami o wodzie kapiącej z kranów... Potrzebujemy ich, ale nie ufajmy im za bardzo. To ta sama grupa, która nie tylko nie wierzyła, ale tuszowała albo usprawiedliwiała zbrodnie Stalina. I czuła wyższość nad całą resztą. Intelektualiści są słabi, przecież nikt ich nie zmuszał albo nie groził śmiercią, by to robili.

- Pański ojciec, Kingsley Amis, komunizował.

- Tak, był komunistą do trzydziestki, może kilka lat dłużej. Później, po rosyjskiej inwazji na Węgry, zmienił się. Pod koniec życia coraz bardziej przesuwał się w prawo.

- Uchodzi za pomnikową postać literatury. Nigdy nie czuł się pan elitą?

- Bardzo krótko, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, miałem wręcz obsesję na punkcie klasy wyższej. Byłem naprawdę świetny w tym, jak ma się wyższa klasa zachowywać. W jednym z testów pojawiło się jednak pytanie o dzieci: "jeżeli byłbyś z klasy wyższej, to jak nazwałbyś swoje dzieci" i wśród tych odrzuconych imion znalazłem własne! Dla małego dzieciaka, który chciał być klasą wyższą, to był śmiertelny cios! Ojciec pochodził jednak z klasy niższej, matka ze średniej. Zabawne jest to, kto tak naprawdę rozmontował cały ten system klasowy w USA.

- Kto?

- Tak znienawidzona przez lewicę Margaret Thatcher! Ona jako pierwsza odeszła od tego, zatrudniając w rządzie ludzi, którzy nigdy wcześniej by się w nim nie znaleźli! Otworzyła drogę awansu, która była przeznaczona dla ludzi "błękitnej krwi".

- Krytycy Thatcher podkreślają, że w miejsce arystokracji wskoczyli bogaci.

- I bardzo dobrze, bo pieniądze są znacznie bardziej demokratycznym narzędziem niż pochodzenie i krew. Ona podważyła system klasowy i zdemokratyzowała brytyjską politykę. Nigdy już nie wróciła do tych dawnych podziałów.

- Dorastał pan w kontrze do ojca?

- Nie, choć nieustannie próbuje mi się to wmawiać. Nie zgadzaliśmy się na wiele spraw, także na temat prozy. Byliśmy jednak aliantami, także w sprawie literatury. Ojciec nie interesował się tym, co pisałem, i bardzo dobrze! Robił to raczej świadomie, wiedząc, ile talentów zostało zmarnowanych przez nadgorliwych rodziców.

- Dziś mówi się, że Martin Amis, Salman Rushdie i Julian Barnes to najwięksi pisarze brytyjscy. Nie czuje się pan już żywym pomnikiem?

- Nie, jeszcze nie (śmiech). Bycie synem znanego pisarza było na początku miłe, ale z czasem stało się dość uciążliwe. Trzeba mieć świadomość, że niewiele dzieci pisarzy zostaje pisarzami. Niewielu przetrwało pierwszą książkę. Pisarze biorą się znikąd i to jest cudowne. A ja się nie wziąłem znikąd. Byłem jak jakiś książę Karol. Zabawne, że jako syn nagradzanego pisarza później nie otrzymałem właściwie żadnej nagrody. Nie to, żebym się ich domagał, ale kiedy omija cię wszystko, to sprawia to dziwne wrażenie.

- Napisze pan następną powieść w swoim stylu o zagrożeniu islamizmem?

- Nie. Chyba że to zagrożenie już minie. Zacząłem coś satyrycznego o obozie, w którym szkoli się terrorystów i nawet szło nieźle. Rzuciłem to jednak, gdyż zdałem sobie sprawę, że satyra może dotykać rzeczy minionych, nawet bardzo poważnych. Jeżeli coś dzieje się aktualnie, to nie należy tego robić. Charlie Chaplin stworzył film "Dyktator" w 1940 roku i przyznał, że gdyby wiedział, co wyprawiają i wyprawiać będą Niemcy w latach 40., to nigdy by się na to nie zdobył.

Zobacz także: Borowski: W Platformie są dziś elementy lewicowości

Nasi Partnerzy polecają