Jurij Felsztyński to amerykańsko-rosyjski historyk, który zasłynął głośną książką napisaną wspólnie z zamordowanym na zlecenie Putina Aleksandrem Litwinienko pt. „Podpalić Rosję”. Putin, zdaniem Jurija Felsztyńskiego, będzie chciał się przebić przez Ukrainę do Mołdawii i tam rozpętać kolejną wojnę. Z jednej strony, chce podbić państwa, które wchodziły w skład ZSRR, ale ponieważ nie ma sił i środków, by podbić świat, będzie siał terror i zniszczenie jak w Mariupolu i całym wschodzie Ukrainy. To ma wystraszyć Zachód. Zdaniem Felsztyńskiego, Putin gotowy jest też użyć broni jądrowej do osiągnięcia swoich celów. Aby go powstrzymać NATO już teraz musi zaangażować się w wojnę na Ukrainie, by nieuniknione zwycięstwo nad Putinem, kosztowało mniej niż rozlanie się tej wojny na kolejne kraje.
„Super Express”: – Wojna Rosji przeciw Ukrainie trwa już trzy miesiące, choć miała trwać trzy dni. Pora powiedzieć, że tak jak Afganistan stał się grobowcem ZSRR, tak Ukraina stanie się grobowcem putinowskiej Rosji?
Jurij Felsztyński: – Myślę, że to ostatnia wojna Putina, która doprowadzi do końca Putina, jego reżimu i Rosyjskiej Federacji w tej formie, jaką znamy. Nie znaczy to, że ukraiński step za chwilę stanie się cmentarzem jego imperialnego projektu. Owszem, jasne jest już to, że całej Ukrainy Putinowi zdobyć się nie uda. Więcej, nie jest w stanie wygrać w Ukrainie. Problem polega na tym, że będzie parł do rozszerzenia wojny poza granice Ukrainy, co w końcu będzie musiało doprowadzić do wojny z NATO. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że 24 lutego rozpoczęła się III wojna światowa.
– Skoro Putin nie może poradzić sobie z Ukrainą, jak miałby iść dalej?
– Widać wyraźnie, że taktyka Rosji w Ukrainie zmieniła się. Nie udał się Putinowi pierwotny wariant Blitzkriegu z szybkim zdobyciem Kijowa, obaleniem ukraińskiego rządu i stworzeniem z Ukrainy półkolonialnego państwa. Zamiast tego Putin prowadzi tam wojnę na wyniszczenie. Albo rakietami niszczy miasta, jak miało to miejsce w Charkowie i szczególnie w zrównanym z ziemią Mariupolu, albo zdobywa jakiś teren armią lądową, całkowicie to unicestwia, przegrupowuje siły i idzie dalej. Proszę zwrócić uwagę, ile przez trzy miesiące wojny udało się Putinowi zniszczyć. Ilu ludzi zabić. Ale oprócz tego, że Rosja rujnuje Ukrainę, stara się jednocześnie iść dalej.
– Dokąd?
– Do Naddniestrza. Jeśli sytuacja w Ukrainie się nie zmieni, to prędzej czy później Putinowi uda się dotrzeć do tego separatystycznego regionu na terenie Mołdawii. Oczywiście, po drodze zostawiając po sobie zgliszcza. Jeśli ktoś uważa, że tego nie zrobi, bo po drodze jest Odessa – miasto ważne w rosyjskim imaginarium – to muszę powiedzieć jedno: Putin gotowy jest zrównać z ziemią Odessę, tak jak zrównał z ziemią Mariupol. Skoro nie liczy się z życiem rosyjskich żołnierzy, którzy giną w Ukrainie tysiącami, czemu miałby przejmować się miastami?
– Rozumiem, że jeśli udałoby się Putinowi dotrzeć przez ziemie ukraińskie do Naddniestrza, zagrożona jest także Mołdawia?
– Absolutnie. To będzie powtórka scenariusza donbaskiego, w którym Putin będzie powoływał się na ochronę ludności rosyjskiej w Mołdawii, której od lat wydaje rosyjskiej paszporty. Po wojnie w Ukrainie rozpocznie więc wojnę w Mołdawii. Putin, jeśli tylko dostanie taką możliwość, pójdzie na rozszerzenie obecnego konfliktu.
– Wielu liczy, że teraz kiedy Putin przegrał bitwę o Kijów i Charków, skupi się na Donbasie i zadowoli podbiciem go w granicach obwodów ługańskiego i donieckiego oraz obwodu chersońskiego. Pana zdaniem to naiwne myślenie?
– Bez wątpienia w najbliższym czasie Donbas i obwód chersoński to główne jego cele, ale to go nie zadowoli. Przecież wojnę przeciw Ukrainie rozpoczął nie z powodu Ukrainy, ale dla osiągnięcia większych celów – zdobycia terytoriów, które wchodziły w skład Związku Radzieckiego. Do tego chce przywrócić Rosji wpływy, którymi cieszył się Związek Radziecki. Stąd kolejna wojna – tym razem w Mołdawii – jest jego celem, by i to państwo przestało być niepodległe. Putin sam zresztą mówił o swoich ambicjach terytorialnych i, jak pokazała wojna przeciwko Ukrainie, trzeba mu wierzyć, kiedy o nich opowiada.
Putin, jak każdy rosyjski imperialista, myśli w kategoriach zdobyczy terytorialnych. Rosyjskie myślenie o imperium i sile państwa nie bierze w ogóle pod uwagę siły gospodarczej państwa, jego soft power, eksporcie modelu politycznego. W rosyjskiej wyobraźni politycznej mieści się tylko budowanie siły państwa przez ekspansję terytorialną
– Ale po co mu te tereny? Przecież siły słabnącej Rosji to nie przywróci.
– Putin, jak każdy rosyjski imperialista, myśli w kategoriach zdobyczy terytorialnych. Rosyjskie myślenie o imperium i sile państwa nie bierze w ogóle pod uwagę siły gospodarczej państwa, jego soft power, eksporcie modelu politycznego. W rosyjskiej wyobraźni politycznej mieści się tylko budowanie siły państwa przez ekspansję terytorialną. Putin jest zakładnikiem tego myślenia, więc będzie się starał podbić jak najwięcej ziem. Rosji, która zawsze funkcjonowała w formacie imperium – czy to carskiego czy komunistycznego – nie wystarczy być zwykłym europejskim państwem. Ona chce być uznawana za potęgę, a Rosjanie chcą być uważani za wielki naród. Ale by takim być, w wyobrażeniach rosyjskich rządzących, ale także społeczeństwa, brakuje kontrolowanych terytoriów. To dlatego Putin rozpętał najeźdźczą wojnę w Ukrainie i będzie chciał podbijać kolejne kraje.
– Pytanie, czy ma na to środki. Można się bawić w imperialistę, ale bez pieniędzy i zasobów nie da się podbić świata.
– Oczywiście, że nie ma zasobów. Rosyjska armia, jak się okazało, jest karykaturą imperialnej armii, która nie jest w stanie podbić nawet Ukrainy, nie mówiąc już o połowie Europy. O ile jednak nie ma sił i środków, by podbijać, Putina nadal ma zasoby, by niszczyć. Bo i niszczyć jest dużo taniej, niż podbijać. Putin ma jeden poważny argument – broń jądrową. I ponieważ nie ma sił, by podbić świat, przyjdzie nam mierzyć się z widmem użycia broni atomowej. To największe zagrożenie.
Otoczenie Putina było dobierane tak, by nie miało wątpliwości. Powiem więcej – kiedy decyzja o użyciu broni jądrowej przez Rosję zapadnie, będą się prześcigać w tym, komu przypadnie „zaszczyt” jej użycia. Każdy z nich chce bowiem przejść do historii jako ten, któremu ręka nie zadrżała
– Myśli pan, że jest gotowy użyć broni jądrowej?
– Nie mam co do tego wątpliwości.
– Jest jeszcze jego otoczenie, które niekoniecznie musi chcieć sprowadzić na Ziemię nuklearną zimę.
– I oni nie będą się wahać, jeśli przyjdzie co do czego. Otoczenie Putina było dobierane tak, by nie miało wątpliwości. Powiem więcej – kiedy decyzja o użyciu broni jądrowej przez Rosję zapadnie, będą się prześcigać w tym, komu przypadnie „zaszczyt” jej użycia. Każdy z nich chce bowiem przejść do historii jako ten, któremu ręka nie zadrżała.
– Naprawdę chcą zapisać się na kartach historii jako zbrodniarze? Putin pragnął miejsca na kartach dziejów jako odnowiciel potęgi Rosji. Po tym, co wyprawia w Ukrainie, zapisze się wyłącznie jako zbrodniarz i zwykły bandzior.
– Tak zapisze się w naszej pamięci historycznej. Dla Rosjan, którzy wojnę przeciw Ukrainie popierają, którym wmawia się, że Zachód czyha na ich państwo i chce je zniszczyć, użycie broni jądrowej zostałoby uznane za akt patriotyzmu. Jeśli włączyć kremlowską telewizję i posłuchać, co wygadują w niej putinowscy propagandyści, to od dłuższego czasu otwarcie mówią, że bronią jądrową trzeba rozprawić się z wrogami Rosji. Efekt tego taki, że w badaniach opinii publicznej poparcie dla odpalenia rakiet balistycznych jest bardzo wysokie. Dla putinowskiej elity władzy wojną jądrowa nie byłaby aktem zbrodni, ale uzasadnioną obroną ojczyzny.
Przez cały okres Związku Radzieckiego organa bezpieczeństwa były trzymane w ryzach przez nadzór polityczny ze strony partii. I to na tyle skutecznie, że wszelkie szaleństwa służb były szybko ukrócane. Zresztą oficerowie KGB i innych służb nieustannie mieli o to do partii pretensje. Przyjęło się w służbach myśleć, że wszystkim niepowodzeniom Związku Radzieckiego, a także jego upadkowi, winni są politycy. Gdyby kagebiści rządzili, kraj byłby potęgą i nigdy by się nie rozpadł
– Wielu porównuje Rosję Putina do Związku Radzieckiego, ale, moim zdaniem, jest jedna ogromna różnica. Projekt komunistyczny patrzył daleko w przyszłość i widział ją świetlaną dla społeczeństwa komunistycznego, które dzięki radzieckiej modernizacji będzie awangardą ludzkości. Putinowska ideologia zwrócona jest w przeszłość. Tworzy liczne wizje chwalebnej przeszłości, ale nie potrafi stworzyć swojej wizji przyszłości. Skoro Rosja Putina nie ma przyszłości, można ją pogrzebać w wojnie jądrowej?
– Dokładnie. Zwróćmy uwagę na inną istotną różnicę, o której więcej piszę w książce, która ukaże się w Polsce w sierpniu. Przyglądam się w niej dziejom służb bezpieczeństwa od 1917 r. do teraźniejszości. Przez cały okres Związku Radzieckiego organa bezpieczeństwa były trzymane w ryzach przez nadzór polityczny ze strony partii. I to na tyle skutecznie, że wszelkie szaleństwa służb były szybko ukrócane. Zresztą oficerowie KGB i innych służb nieustannie mieli o to do partii pretensje. Przyjęło się w służbach myśleć, że wszystkim niepowodzeniom Związku Radzieckiego, a także jego upadkowi, winni są politycy. Gdyby kagebiści rządzili, kraj byłby potęgą i nigdy by się nie rozpadł.
Ludzie służb nie byli uczeni, by coś budować, coś reformować, poprawiać los ludzi, jak robią to politycy. Nawet ci z KPZR. Jedyne, co umieją, to zabijać, niszczyć i prowadzić dywersję – wszystko w imię potęgi państwa, za które są gotowi płacić życiem. Tacy ludzi na czele Rosji gotowi są do tego, co dzieje się w Ukrainie, i gotowi są pociągnąć na dno wszystkich dookoła, jeśli ci się nie zgadzają z miejscem Rosji przy stole, na którym rozdawane są karty światowych potęg. Ponieważ nikt nie stoi nad ich głowami, sieją wyłącznie chaos i zniszczenie. Dlatego na pytanie, czy gotowi są w imię swoich fantazji o potędze Rosji rozpocząć nawet wojnę jądrową, to odpowiedź brzmi: jeśli zajdzie taka polityczna potrzeba, zrobią to
– W końcu dorwali się do władzy w 2000 r. Co to zmieniło?
– Właśnie. Putin, który porażkę w zimnej wojnie odbiera nie tylko jako katastrofę geopolityczną, lecz także osobistą porażkę, otoczył się ludźmi służb specjalnych. To oni tworzą dziś elitę rządzącą Rosją i Putinów na szczytach władzy jest całe mnóstwo. A to zasadniczo zmienia to, czym jest Rosja i jak się zachowuje. Przecież ludzie służb nie byli uczeni, by coś budować, coś reformować, poprawiać los ludzi, jak robią to politycy. Nawet ci z KPZR. Jedyne, co umieją, to zabijać, niszczyć i prowadzić dywersję – wszystko w imię potęgi państwa, za które są gotowi płacić życiem. Tacy ludzi na czele Rosji gotowi są do tego, co dzieje się w Ukrainie, i gotowi są pociągnąć na dno wszystkich dookoła, jeśli ci się nie zgadzają z miejscem Rosji przy stole, na którym rozdawane są karty światowych potęg. Ponieważ nikt nie stoi nad ich głowami, sieją wyłącznie chaos i zniszczenie. Dlatego na pytanie, czy gotowi są w imię swoich fantazji o potędze Rosji rozpocząć nawet wojnę jądrową, to odpowiedź brzmi: jeśli zajdzie taka polityczna potrzeba, zrobią to.
– Ale to ich plan B, gdyby nie udało im się konwencjonalną wojną osiągnąć tego, co chcą? Czy ta opcja jądrowa to arsenał środków, które w każdej chwili mogą wykorzystać?
– Widać, że swoją niszczycielską wojną Putin chce wystraszyć Zachód. Chce mu pokazać, że albo zgodzi się na jego żądania, albo obróci ich państwa w perzynę, jak robi to z Ukrainą. Gdyby przykład Ukrainy nie wystarczył, sądzę, że gotowy jest użyć broni jądrowej. Ale nie po to, by zaatakować Paryż, Londyn, Berlin czy Waszyngton, ale zrzucić ją na Ukrainę, Mołdawię, Polskę czy kraje bałtyckie. Dlatego uważam, że NATO nie powinno czekać na spełnienie się tego scenariusza. Już dziś powinno włączyć się w wojnę na terenie Ukrainy, by tam zdusić rosyjski imperializm, zanim wojna się rozszerzy i będzie ją trudniej wygrać. Potem i tak Rosja żadnej wojny z Zachodem nie wygra, ale to zwycięstwo będzie okupione ogromną liczbą ofiar w Europie. Lepiej działać więc zawczasu. Dziś chyba nikt już nie ma wątpliwości, kim jest Putin i do czego jest zdolny. A zdolny jest do wszystkiego.
– Na razie słychać przebąkiwania płynące z Francji, Niemiec, Włoch czy z ust Henry’ego Kissingera, że Ukraina powinna zrzec się części terytorium, by zakończyć wojną i dać wyjść z niej z twarzą Putinowi. Ale jak uczy nas historia putinowskiej Rosji i z tego, co pan mówi, jakiekolwiek ustępstwa teraz to tylko odwleczenie w czasie większej konfrontacji.
– Dokładnie tak. Nie można być tak naiwnym i wierzyć, że z Putinem da się na jakikolwiek temat porozumieć, a on zobowiązań dotrzyma. Putin sam odciął sobie drogę do rozwiązania tego starcia w sposób dyplomatyczny. Przekroczył już wszelkie granice i dla niego nie ma już powrotu. Jest tylko dalsza destrukcja innych państw i eskalacja wojny. Wbrew temu, co mówi Putin, katastrofą dla świata nie jest to, że ZSRR się rozpadł, ale to, że nie rozpadł się do końca. Przetrwały go radzieckie służby, które przejęły w Rosji władzę w 2000 r. i są one zagrożeniem dla bezpieczeństwa nie tylko Ukrainy, lecz także całej Europy, a nawet świata. Nie można pozwolić, by Putin zachował twarz. Trzeba Putina i jego klikę złożoną z byłych kagebistów rozbić. A można to zrobić jedynie w ten sam sposób, w którym wykorzeniono z Niemiec nazizm – doprowadzając Rosję do sromotnej klęski, która wymusi na niej zmiany i wyleczy ją z imperializmu. Innej drogi nie ma.
Rozmawiał: Tomasz Walczak