Aleksander Kwaśniewski: Łatwiej wychować własne dzieci niż następców w partii

2011-02-23 15:00

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski komentuje plotki o powrocie do polityki: Te spekulacje znam tylko z mediów. Spotykam się jednak z ludźmi, tak politykami, jak i osobami prywatnymi. I namawiają mnie do powrotu. Apele są jednak bezskuteczne, gdyż nie mam wcale ochoty wracać do krajowej polityki.

„Super Express”: – W mediach trwa festiwal obsadzania pana w rozmaitych rolach. Premier rządu fachowców, ostatnio szef Parlamentu Europejskiego, choć bez mandatu europosła... Tęsknią tylko dziennikarze, czy politycy także?

Aleksander Kwaśniewski: – Akurat te spekulacje znam tylko z mediów. Spotykam się jednak z ludźmi, tak politykami, jak i osobami prywatnymi. I namawiają mnie do powrotu. Apele są jednak bezskuteczne, gdyż nie mam wcale ochoty wracać do krajowej polityki.

 

– Nie ma pan ochoty, bo zbyt nędzna, czy też zrobił pan wszystko, co miał do zrobienia?

– Nie przesadzajmy z tą nędzą. Jeżdżę dużo po świecie i Polska nie jest przykładem złej polityki. Chciałbym, żeby była lepsza, ale nie jesteśmy skrajnym przypadkiem. Moja niechęć do zajmowania się w sensie formalnym krajową polityką wynika oczywiście z tego, że po dwóch kadencjach prezydenckich ten etap zakończony z sukcesem jest już zamknięty. Teraz mamy pole do popisu dla innych i życzę im jak najlepiej.

Przeczytaj koniecznie: Prof. Wawrzyniec Konarski: Lewica poradzi sobie bez Kwaśniewskiego

– Przymierzano też pana do rozmaitych foteli w polityce międzynarodowej. Mówiono o szefie
NATO, ONZ czy MKOl. Dlaczego nie wyszło?

– Należy tu rozdzielić dwie rzeczy. Jedna to medialne wrzutki, które żyją kilka dni i nie sposób o nich rozmawiać poważnie. Drugą jest fakt, że Polska dopiero zdobywa swoją pozycję w organizacjach międzynarodowych. Nie jest to łatwe, bo konkurenci są bardziej doświadczeni, ale nasz czas powoli nadchodzi. W najbliższym czasie w Europie żadnej rotacji jednak nie będzie. Mamy nową Komisję, nowe władze NATO. Ale Polska powinna jednak skuteczniej zabiegać o takie stanowiska, bo będzie zainteresowanie naszym krajem.

– Porażka choćby Radka Sikorskiego z premierem Danii o szefostwo NATO to był brak skuteczności, o którym pan mówi?

– Zarówno brak skuteczności, jak i jeszcze nie nasz czas. Kandydat wydawał się oczywisty i wygrał. Później mieliśmy wybór Jerzego Buzka na szefa Europarlamentu – i wygrał. Oprócz tego, że był dobrym kandydatem, trafił jednak na właściwy moment. Z drugiej strony Polska nie umie walczyć o swoich kandydatów. Panuje wzajemna zawiść...

– Pamiętam, co mówili niektórzy włoscy politycy, gdy Romano Prodi zostawał szefem Komisji Europejskiej...

– I nie twierdzę, że to tylko nasza cecha, ale nie pomaga ona w walce o najwyższe stanowiska i trzeba ją eliminować. Argumentem w rękach takiego kandydata jest ponadpartyjne poparcie. W sprawie prof. Buzka polskie elity zachowały się tak jak trzeba.

– Wracając do polskiej sceny, ludzie na lewicy narzekają, że nie zostawił pan po sobie następcy...

– A ktoś w Europie zostawił? Mam kłopot, by wymienić choć jedno nazwisko. De Gaulle’owi się nie udało, Thatcher się nie udało, u Blaira następcy go kontestowali. Łatwiej wychować własne dzieci niż następców w partii.

– W Niemczech po kanclerzu Kohlu CDU przejęła Angela Merkel...

– To akurat strzał kulą w płot, bo Kohl nazywał ją panienką i mówił jej, że jeżeli myśli o zostaniu kanclerzem, to bardzo się myli. Ona odpowiadała mu zaś, że to on się myli. Mało komu w trakcie sprawowania władzy udało się przygotować następców. Nie wiem, czy w ogóle jest to możliwe. W Polsce na lewicy działaliśmy jak drużyna i to ona wyłaniała następców. Dziś nie ma zresztą o czym dyskutować, bo notowania Grzegorza Napieralskiego rosną. Cieszę się z tego i mam nadzieję, że będzie otwarty na innych ludzi lewicy.

– Lewica ubiera pana w buty mentora, czy częściej sugeruje, żeby spokojnie odpoczywał na emeryturze?

– Mamy zdrowy układ i jeżeli chcą wsparcia, to moje drzwi są szeroko otwarte dla wszystkich. Oczywiście powoduje to nieporozumienia, bo skoro dla wszystkich, to pojawiają się plotki, że robię coś z jednymi przeciwko drugim, ale to nieprawda. Jeżeli będą chcieli, to będę radził. Choć będzie to oczywiście oznaczało także krytyczne uwagi. Po latach działalności politycznej wywalczyłem sobie wolność nieoglądania się na to, czy komuś się moje uwagi podobają, czy nie.

– Niedawno rozmawiałem z Markiem Borowskim i on stwierdził, że pan po latach żałuje, że w sporze na lewicy poparł pan SLD, a nie jego ugrupowanie.

– Nie, nie żałuję. I powiem zupełnie szczerze, nie wydaje mi się, żeby dziś miało to jeszcze znaczenie w obliczu nowych wyzwań dla lewicy. Gdyby dziś SLD udało się stworzyć listy wyborcze otwarte nie tylko na członków partii. Gdyby udało się uzyskać wynik w granicach 20 proc., a może i wyższy, wejść do koalicji rządowej, to okres smuty na lewicy na pewno by się zakończył.

– A propos koalicji... Pan też radziłby Napieralskiemu, żeby nie wchodził w koalicję z PiS? Wielu chce takiej deklaracji. Ale z drugiej strony ograniczałoby mu to znacznie możliwości po wyborach.

– Rozumiem, że przewodniczący musi zachować pole manewru. Ale o braku możliwości wejścia w koalicje z PiS mówią na lewicy różni ludzie. Nie tylko Ryszard Kalisz, ale także Leszek Miller. I takie stanowisko jest całkowicie uzasadnione. Poglądy Kaczyńskiego na SLD są zaś znane.

– W koalicji z PiS pozycja SLD mogłaby być silniejsza...

– O koalicjach porozmawiamy w noc wyborczą w październiku. Nie ma dziś pewności, że pozycja Platformy będzie wówczas dużo silniejsza niż PiS. Ja nie mam takiej pewności. Życzyłbym sobie przede wszystkim jak najlepszego wyniku SLD.

Aleksander Kwaśniewski

Prezydent RP w latach 1995-2005