Dwa tygodnie temu Partia Razem zaproponowała skrócenie czasu pracy do 35 godzin w tygodniu. Związki zawodowe popierają ten pomysł, ale PiS i organizacje biznesowe nie chcą ulżyć pracownikom. Są wręcz zakusy, żeby Polacy siedzieli w pracy jeszcze dłużej.
Pamiętacie Państwo, jak reklamowano kiedyś śmieciówki? Podobno były nowoczesne i elastyczne. Teraz mają być nowe umowy. Pracuje nad nimi powołana przez rząd komisja. Monika Gładoch, która kieruje tymi pracami, opowiedziała o nich mediom. Co nas czeka? Na przykład "umowa mobilna", a na niej - praca 48 godzin w tygodniu. Albo "pracownicy nieetatowi", pracujący po 12 godzin dziennie. Według pani Gładoch taka umowa pasuje do potrzeb rynku. Nie wątpię. Dokładnie to samo mówiono za PO o zleceniach i umowach o dzieło.
Czy niczego się nie nauczyliśmy? Jeśli państwo zrobi dziurę w prawie, to biznesmeni będą ją wykorzystywać. Dokładnie tak stało się ze śmieciówkami. Mieliśmy już "dzieła" pod tytułem "sprzątanie podłogi". Czy chcemy, żeby teraz Polskę zalała fala "mobilnych" sprzątaczek, "twórczych" ochroniarzy albo "nieetatowych" sprzedawców?
Jeśli propozycje komisji wejdą w życie, pożegnamy się z nadgodzinami. Szef odłoży pieniądze za nadgodziny na specjalnym koncie. Wypłaci je wtedy, kiedy będzie miał ochotę. Pracownicy udzielą więc firmie bezpłatnego kredytu. Szef odda im pieniądze w przypadku przestoju. Wtedy wyśle ich na przymusowy urlop, a zamiast pensji - da zaległe nadgodziny sprzed roku. Oczywiście o ile udowodnią, że pracowali w nadgodzinach na wyraźne polecenie. Najlepiej pisemne. Inaczej nie dostaną ani grosza.
Nowe prawo da jeszcze jedną możliwość kantowania. Wystarczy, że szef stworzy fikcyjny związek zawodowy (spróbuj się, Kowalski, nie zapisać!). Potem podpisze specjalną umowę - i kodeks pracy leci do kosza. Jak z rozbrajającą szczerością oznajmiła pani Gładoch, "w praktyce nie będzie można jedynie naruszyć odpoczynku dobowego, bo gwarantuje go prawo unijne".
"Zdaję sobie sprawę, że w zaproponowanym brzmieniu przepisy nie będą budzić entuzjazmu pracowników" - podsumowała pani Gładoch. I trudno się z nią nie zgodzić. Te projekty są po prostu skandaliczne. Przed wyborami PiS obiecywał likwidację patologii na rynku pracy. Tymczasem takie umowy wepchnęłyby wielu pracowników z deszczu pod rynnę. Czy narodowy kapitalizm premiera Morawieckiego ma polegać na pracy 12 godzin na dobę, 6 dni w tygodniu?