Ostatnio doświadczyliśmy tego, gdy Lewica zaproponowała nowoczesny system wsparcia dla bezrobotnych. Prosta zasada: Uczciwie szukasz pracy? Dostajesz połowę ostatniej pensji. Zadbaliśmy o rozsądne ograniczenia: kwota nie może być niższa niż 1400 złotych na rękę, system działałby do wysokości średniej krajowej. Prochu nie wymyśliliśmy - świadczenia są skonstruowane w taki sposób w wielu państwach Unii Europejskiej. W Niemczech czy w Danii nikogo nie dziwi, że państwo wspiera obywateli szukających pracy - szczególnie wtedy, gdy trwa kryzys. W sumie trudno w tym znaleźć coś kontrowersyjnego.
A jednak! Okazało się, że dla nadwiślańskich liberałów pomoc dla bezrobotnych to “stalinizm”. Parę tygodni wcześniej przeczytałem, że nasza propozycja ochrona małych biznesów przed korporacyjnym wyzyskiem jest “czystym trockizmem”. Od posłanki Koalicji Obywatelskiej usłyszałem natomiast, że liberalizacja prawa patentowego, tak by łatwiej produkować szczepionki na koronowirusa, to, jakże by inaczej, “komunizm”. Gdyby potraktować wszystkie te słowa poważnie, trzeba by uznać, że Angela Merkel i papież Franciszek to nowe wcielenia Mao Tse Tunga. Ale poważnie traktować się tego nie da.
Co ciekawe - ci sami ludzie, którzy na każdy grosz dla pracowników reagują okrzykiem “skończyć ten komunizm i rozdawnictwo!”, nie mają żadnego problemu z rozdawnictwem, kiedy miliardy złotych płyną z budżetu państwa na konta biznesu. To uważają już za “nowoczesne” i “europejskie”.
Nadwiślańscy tropiciele “komunizmu” sądzą, że są europejscy. Tak naprawdę są archaiczni. Europa - ta prawdziwa - to państwa dobrobytu, z silnym sektorem publicznym i świadczeniami, przy których blednie polskie 500+. To europejski elementarz. Kiedy po raz setny opowiadają o PRLu, chciałoby by się im powiedzieć: zmieńcie wreszcie płytę. Niestety, ten magnetofon najwyraźniej odtwarza tylko stare kasety.