W USA wybuchła właśnie burza po ujawnieniu raportu banku Goldman Sachs. Bankierzy piszą wprost: leki, które przywracają zdrowie, to kiepski biznes! Odradzają inwestowanie w terapie, które trwale leczą chorobę. Opłacalni są przewlekle chorzy, przyjmujący lek do końca życia. Goldman Sachs przypomniało o czymś oczywistym: celem działania firm medycznych są zyski. A te zapewnia dopływ pieniędzy od chorego. To jeden z wielu powodów, dla których biznesowa logika nie sprawdza się w ochronie zdrowia. Na leczeniu nie zawsze da się zarobić. Za to da się na wciskaniu ludziom kitu. Nie przypadkiem apteki są pełne pseudoleków homeopatycznych i suplementów diety.
Żeby obejrzeć kiepskie działanie rynku w ochronie zdrowia, nie trzeba wybierać się za ocean. NIK opublikował właśnie raport o posiłkach w polskich szpitalach. Szpitale zachęcano do likwidowania kuchni. Zupę ze szpitalnego gara miał zastąpić nowoczesny catering. Apostołowie rynkowych rozwiązań obiecywali, że pacjenci będą ucztować niczym w restauracji. Rzeczywistość? Zysk okazał się ważniejszy niż zdrowie.
Według NIK firmy cateringowe oszukują na składnikach. Pacjenci dostają posiłki z produktów niskiej jakości. Zamiast sera hydrolizat białkowy, zamiast masła "tłuszcz do smarowania". Takie żywienie ma się nijak do potrzeb chorych. Marna dieta powoduje - zwłaszcza u osób starszych - odwapnienie, niedokrwistość. Żeby ukryć zły smak, firmy sypią do posiłków olbrzymie ilości soli, fundując chorym nadciśnienie i choroby nerek.
Marne jedzenie w szpitalach to realny problem z konsekwencjami dla zdrowia pacjentów. Rynek go nie rozwiąże. Ministerstwo powinno wprowadzić sensowne normy jakości posiłków. Przywrócić szpitalne kuchnie tam, gdzie to możliwe. Firmy zarabiające na patologii będą protestować. Trudno. Utrzymujemy szpitale z publicznych pieniędzy, żeby leczyć ludzi, a nie, żeby wpędzać ich w choroby w imię pozornych oszczędności i zysków firm.
Czytaj: Zandberg: Komu służy Morawiecki?