Politycy PSL już nieraz udowodnili, że jeśli chodzi o bliskich, to państwowe posady stoją dla nich otworem. Jarubas twierdzi jednak, że tak rozumiany nepotyzm nie musi być zły. - Członkowie rodzin polityków funkcjonują w różnych instytucjach państwowych. W naszej partii to najbardziej widać, bo jesteśmy najwięksi. Ale tak samo jest w innych ugrupowaniach. Uważam, że jeśli bliscy polityków są odpowiednio wykształceni i przechodzą normalną procedurę przy zatrudnieniu, to nie ma w tym niczego złego - mówi nam kandydat na prezydenta. I zapewnia, że nie wykorzystał stanowiska (od 9 lat jest marszałkiem województwa świętokrzyskiego), by pomóc rodzinie. - Na zatrudnienie żony nie miałem wpływu. Ona w samorządzie zaczęła pracować jako pierwsza i nie jestem jej szefem - mówi, jakby nie zauważał, że to kierowany przez niego urząd marszałkowski rozdziela unijne dotacje, a żona o nie występuje.
Sprawdź: Oświadczenie majątkowe Adama Jarubasa. Zobacz oświadczenie majątkowe kandydata PSL na prezydenta
- Jest kompetentna, sama nie korzysta z dotacji. Nie bierze też prowizji, a w gminie, w której pracuje, wysokość dotacji nie odbiega od wysokości dofinansowania przyznawanego innym gminom - broni żony marszałek. Podobnie jeśli chodzi o brata. Jarubas utrzymuje, że nie wspierał jego kandydatury na wiceszefa buskiego PUP, a ten sam zdobywał niezbędne doświadczenie do objęcia stanowiska.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail